HOME | DD

Garod — Przystanek w podrozy
Published: 2009-03-02 23:38:12 +0000 UTC; Views: 214; Favourites: 2; Downloads: 3
Redirect to original
Description - Horad? – łagodny głos kobiety oderwał krasnoluda od delektowania się kuflem wyjątkowo dobrego jabłecznika. Mężczyzna uniósł swą brodatą twarz, przyglądając się przez chwilę, odzianej w prosty, choć szykowny strój młodej kobiecie o delikatnych, szlachetnych rysach twarzy.
Na pierwszy rzut oka można by było przypisać jej elfie pochodzenie, lecz on wiedział, że ów znajoma tak naprawdę jest driadą.
Była inna od swych sióstr. Ciekawość, wyrozumiałość i współczucie stanowiły na raz wielką rzadkość pośród tej rasy, co nawet Horadowi wydawało się zawsze dziwne, jednak to właśnie za nie cenił tak bardzo ich przyjaźń.
- Anemon, najpiękniejszy kwiatuszek w tym królestwie! – zawołał lekko ochrypłym głosem, gestem dłoni zapraszając ją do swojego stolika. Z uśmiechem na twarzy przyjęła zaproszenie, zajmując wskazane miejsce. – Wybacz mi, przyjacielu krasnoludzie, nie rozpoznałem Cię, już tak dawno się nie widzieliśmy. – Zmierzyła go bardzo dokładnie, robiąc przy tym nad wyraz poważną minę.
- O tak, czas zmienił Cię Horadzie...Gdzie podział się ten młody, pyskaty krasnolud, którego kurowałam przez trzy dni, gdy tak strasznie spiekł się na słońcu? – kwaśna mina mężczyzny jasno mówiła, że niespecjalnie ma ochotę do tego wracać, mimo to Anemon kontynuowała swój radosny wywód – Ciekawi mnie tylko jedno.
- Co takiego? – spytał od niechcenia, kiedy opróżnił swój kufel. Jak to się stało, że zostałeś ugodzony zatrutą strzałką przez tego niezrównoważonego, orczego szamana? – Nie zauważyła ponurej maski, w jaką zastygły rysy Horada, gdyż kelner przyniósł zamówiony wcześniej sok z czereśni.
- Anemon, nie każ mi tłumaczyć osobistych urazów, jakie to z wzajemnością żywimy do orków.
- Rozumiem... To wszystko wyjaśnia. – stwierdziła nieco zawiedziona, nieco zawiedziona zdawkową odpowiedzią. – No, to ja się bardzo cieszę! – krępy mąż zatarł dłonie, widząc nadchodzący browar. – Co tak właściwie przywiodło Cię wtedy do mojego lasu? – spytała po chwili ciszy. Nie chciała dać za wygraną, a ostatnie pytanie wyprowadziło krasnoluda z równowagi. – Anemon! Kwiatuszku... już o tym rozmawialiśmy! – władczy głos mężczyzny nie zrobił na niej spodziewanego wrażenia.
- No już, już... Po co te nerwy? To chyba żaden problem, byś mi to w końcu opowiedział. Nie zapominaj, że jesteśmy przyjaciółmi, poza tym jesteś mi to winien.
– Hej! – oburzył się na jej próby szantażu, wypijając duszkiem pół kufla – Ja się o pomoc nie prosiłem! – zaprotestował. – Nie ważne, przyjąłeś pomoc, więc jesteś moim dłużnikiem. A teraz zamieniam się w słuch.
Długo miotał się na swoim siedzeniu, jakby wlazła mu tam wielka drzazga w miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. – Ech... No dobra, dobra. Więc od czego by tutaj zacząć. – Wychylił ćwierć zawartości nowego kufla, doniesionego na specjalną prośbę driady.
- Jakieś sto lat temu, gdym jeszcze spacerował wykutymi w skale korytarzami miasta Dalmir, miałem przyjaciółkę imieniem Hilda Stonefury, żywiołową kobitę o krasnym obliczu...
- Czy ona też miała brodę? – Przerwała mu nagle Anemon, bawiąc się  swoim kasztanowym lokiem.
- Tak, jak większość naszych kobiet, dumnie eksponujących prawdziwy, krasnoludzki ideał piękna... Ale daj mi już kontynuować kobieto! – pociągnął łyk piwa i wziął głęboki oddech, by nadać historii ciąg dalszy. – Jak wiesz, chłop w boju odważny jestem, ale przy kobietach nogi miękną mi niczym wosk. Więc! Wyobraź sobie, jak musiałem być spięty, gdy się tylko do niej zbliżałem. Miałem jednak wsparcie w mym starszym bracie, Demnedzie, z którym zawsze sztamę trzymałem.
- Poprosiłeś go, by pogadał z nią?
- Ano... – wziął łyka, po czym walną pięścią w stół – ten psubrat wykorzystał to dla własnych interesów i odbił mi Hildę, kłamiąc mi w żywe oczy, że ona sama go wybrała. Nie wytrzymałem i walnąłem Demneda w pysk, a że to mi nie pomogło dołożyłem mu jeszcze, dając upust wściekłości... spłacając tym samym dług za moje upokorzenie.
Pewnikiem bym go ukatrupił, gdyby nie jedno wydarzenie, które zdecydowało o opuszczeniu przeze mnie klanu na blisko pół wieku.
- Co się wtedy wydarzyło? – spytała, z przejęciem w głosie.
- Nie chcę już o tym mówić. – burknął, dopijając piwo i wykładając należność na stoliku.
- Proszę, dok... – przerwał jej nagle wrzask Horada, urywający swym donośnym tonem szum dyskusji i chichotów, wypełniający karczmę po brzegi. – Nie!! Jużeś i tak za dużo ze mnie wydusiła!!
Odwrócił się i udał ku schodom prowadzącym na wyższe piętro, do swojego, wynajętego pokoju. Głośny trzask dał jej znać, że jej przyjaciel chce pozostać sam... Nie zamierzała jednak zwracać uwagę na ów gest.
Related content
Comments: 0