HOME | DD

KidOfMisery — Powiew Wiatru. Prolog. [PL]
Published: 2012-07-12 21:27:35 +0000 UTC; Views: 397; Favourites: 5; Downloads: 4
Redirect to original
Description Podniosłem rękę, chcąc dosięgnąć czegoś zawieszonego tak blisko na moim widnokręgu. Potrzebowałem tego, moich białych skrzydeł, lśniących w południowym słońcu. Słodka symfonia wolności , wypływająca kaskadami z mojego umysłu, odpływała daleko. Ach, gdybym tak mógł je złapać, gdybym mógł dopasować do moich pleców i odlecieć, hen, daleko, zostawiając ich wszystkich za sobą. Czy byłbym w ten sposób szczęśliwy? Czy to oznaczałoby, że w końcu wszystko się ułożyło, fałdy na prześcieradle życia zostały pedantycznie wyrównane, oraz że mojemu istnieniu nic nie zagraża? Czy ON będzie bezpieczny? Pociągnąłem mocniej łokieć, zazgrzytała uprząż, jednak się nie zrażałem. Pragnąłem ich. Potrzebowałem ich.

Pociągnięto mnie w dół, strzyknęło mi głośno w ramionach i głowie. Wierzgałem, nie mogłem się poddać. Moje.. one się oddalały, melodia odpływała. Czułem ogarniającą mnie furię, zalewającą, wewnętrzną, morską pianę. Skakało mi ciśnienie, o ile mogłem coś takiego powiedzieć. Źrenice mi się rozszerzały. Ach! Wszechogarniająca biel raniła moje oczy, łzy cisnęły się z nich ciurkiem.. a ja wciąż trząsłem się w impasie, wyrywałem się do przodu, do wciąż oddalającego się obiektu zawieszonego daleko, daleko od moich dłoni, moich palców, od mojego umysłu.

- PUŚCIE MNIE! - krzyknąłem, wyrywając się w szalonym pędzie do przodu. - ZOSTAWCIE, SKURWIELE!

Żadnej reakcji, i choć szarpałem się we wszystkie strony, nic nie było w stanie pokonać ich uścisku. Czułem, jak moje kostki i nadgarstki ociera dziwny metal, a na całej długości ramion uczepiły się mnie dziesiątki silnych dłoni.

Nie miałem bladego pojęcia, dokąd mnie prowadzą, nie wiedziałem, dlaczego znalazłem się akurat tutaj. To miejsce nie wyglądało wcale jak przeciętna dzielnica, przeciętnego miasta. To był jakiś dziwaczny, ciemny korytarz, wyłożony czarnymi, lśniącymi się kafelkami i ciągnący się w nieskończoność. Nie wiedziałem, kim są ludzie, którzy mnie złapali, którzy nieśli mnie teraz kilka centymetrów nad posadzką, pozwalając moim palcom momentami szorować chłodną nawierzchnię. Ich widok mnie oślepiał; mieli śnieżnobiałe fartuchy, łyse głowy i czarne, lustrzane okulary. Nie sposób było poznać, co też uciska ich pod czaszkami, żaden drobny choć gest nie potrafił wyjaśnić mi , co się działo.

Właściwie, kim oni byli? Co robiłem w ich otoczeniu? Czy chcieli mnie skrzywdzić, czy po prostu droczyli się ze mną, ciągnąc do wesołego miasteczka? Właściwie nie wiedziałem niczego. Skąd się wzięli.. Skąd ja się wziąłem? Do czego byłem im potrzebny? Kim właściwie jestem?!

Milion pytań, a na żadne nie znałem odpowiedzi.

Moje powieki z każdą chwilą zdawały się coraz cięższe. Nie mogłem jednak poddać się na polu walki, chodziło tu o mnie, o to, czy wyjdę z tego cało, i czy.. i czy GO ocalę, ocalając również siebie. Nie miałem pojęcia, co począć. Chciałem się śmiać z beznadziei sytuacji, i jednocześnie łzy napływały mi do oczu. Czyżbym przegrał? Nie, nigdy jeszcze się nie poddałem. Ale również pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji, pierwszy raz ktoś odkrył moją obecność przed NIM.

Wysilałem się. Próbowałem wniknąć w ich umysły, próbowałem dowiedzieć się, co zamierzają ze mną zrobić.. I nic. I nic, i nic, i nic. Koniec. Wiedziałem, że musi nastać koniec, ani ja, ani ON nie mieliśmy szansy na przeżycie, będąc osobno. Bo tylko ja mogłem GO uratować.
Ale teraz nie było już szansy, upadłem, pozbawiony cienia dumy i honoru.
Zaraz. Nie, nie mogę się poddawać!

Wrzasnąłem głośno, próbując wyrwać się chociaż na sekundę z tego potwornego, żelaznego uścisku. Jeśli to by mi się udało, byłbym wolny. Wolny niczym ptak, i odleciał w nieznane. Szarpałem we wszystkie strony. Nie, nie byłem zmęczony. Widziałem GO, widziałem, co stanie się stanie, jeśli w porę GO nie odnajdę. Pod żadnym pozorem nie mogłem na to pozwoli, to oznaczałoby moją ogromną porażkę, mój bezsens, mój koniec! Miałem się poddać? Nie, jeśli już, chciałem umrzeć (o ile to, co się ze mną stanie można nazwać śmiercią) z honorem.

- PUŚCIE MNIE! - wrzasnąłem, znowu rwąc się na prawo i lewo. Uścisk ich silnych dłoni ani na sekundę nie zelżał, ba, wręcz ściskali mnie jeszcze bardziej. - PUŚCIE MNIE, ALBO ODGRYZĘ SOBIE JĘZYK! - wykrzyczałem, i niezwłocznie przystąpiłem do realizacji.

Przygryzłem go mocno, naprawdę, próbowałem go odgryźć. Nie szło, bolało w cholerę, a i tak na wiele się to nie zdało. Jeden z goryli, tych paskudnych, łysych tępaków, chwycił mnie za głowę, a kilka sekund później poczułem w ustach suchy dotyk jakiegoś materiału. Następnie zasłonili mi oczy, i coś ciężkiego, bardzo twardego uderzyło w moją głowę.

I wtedy GO zobaczyłem. Choć mój obraz był mocno rozmyty przez ból i przetarty przez szok, to mimo wszystko wiedziałem, że właśnie zobaczyłem odpowiednią osobę. Miałem GO ochronić, chronić własnym jestestwem, ciałem, duszą, wszystkimi moimi siłami. Musiałem się do NIEGO dostać, odszukać nawet na drugim krańcu świata, aby ostatecznie spełnić swoją misję. Musiałem.. Nawet nie tyle musiałem, co chciałem to zrobić. Szczególnie teraz, patrząc, jak kruche jest JEGO życie.

Widziałem, że jest młody, o wiele młodszy, niż się spodziewałem. Widziałem, jak przesuwa plastikowymi autkami po stole, jak drugą rączką koloruje rysunek. Zacisnąłem zęby na materiale. Miałem uratować dziecko! Małe, bezbronne dziecko! Musiałem się stąd wydostać! Jeszcze bardziej pragnąłem GO uratować.

- Zabrać go do sekcji Y! – usłyszałem ponad swoim uchem.

Jak na wezwanie, znowu zacząłem się wierzgać i wykręcać. Uścisk ich silnych dłoni nie słabł ani na sekundę. Czyżby oni też nie byli ludźmi? W takim razie kim byli? Androidami, cyborgami czy czymś jeszcze innym, o czym dawniej mówił mi Marcolm? A może były takie jak.. nie, pod żadnym pozorem nie byli tacy jak ja. Gdyby chociaż w tej jednej rzeczy pasowaliby do mnie, zapewne dawno już znalazłbym się przy NIM. A najwyraźniej wcale nie chcieli mnie do niego dostarczyć.

Rzuciłem się w bok. Moja siła ani trochę nie słabła, miałem w sobie energię większą, niż stado zapaśników, jednak nie będąc w pełni wolny, nie mogłem jej wykorzystać. Ich dłonie powoli zaczynały się pocić. Będą bardziej śliskie, ułatwią mi wyślizgnięcie! Czułem, jak chwilami się podnoszę i opadam na dół. Nieśli mnie po schodach, albo na podłodze znalazły się jakieś przeszkody. Prędzej to pierwsze. Mimo wszystko, próbowałem wyrwać się na prawą. Ciągnąłem mocno z barków, wywijałem nogami i szarpałem głową. Na wiele się nie zdawało, jednak czułem, jak ich dłonie stają się coraz bardziej mokre i miękkie, jednocześnie odrobinę poluźniały swój uścisk na mnie.

Zwiesiłem głowę na dół. Ciągle się wspinali, wypadnięcie teraz nie byłoby najmądrzejszym pomysłem. I tak bym to przeżył, jednak wolałem nie narażać się na ból. Nie lubiłem bólu, był jedną z „tych złych" stron życia na ziemi. Nie uważałem jednak, że nie miał żadnego znaczenia. Owszem, ból często wiązał się z przegraną, a przegrana – ze zwiększoną chęcią walki. A teraz nic innego się nie liczyło, musiałem się wyrwać, za wszelką cenę musiałem się stąd wydostać. Dla siebie, dla wszystkich moich pobratymców, dla NIEGO.

Zacisnąłem powieki. Może coś wyłapię, może dowiem się, kiedy najłatwiej będzie mi uciec. Kiedy osłabną.. Czułem wir w mojej głowie. Standardowe uczucie, kiedy próbowałem przeniknąć do czyjegoś umysłu. Niestety, nie była to łatwa sprawa, szczególnie, że dotyczyła tylko mnie, nie JEGO. Cóż, w moim przypadku, tak samo, jak w przypadkach mi podobnych, zwykle moc ujawnia się tylko w obecności Istoty. A aktualnie mnie od NIEGO zabierali. Mimo wszystko, musiałem użyć wszelkich sposobów, aby się wydostać.

Niebezpieczny obiekt.. sekcja Y… badanie wyższych form życia..

I więcej nie chciałem wiedzieć. Wydałem z siebie zduszony krzyk, możliwie głośny i jeszcze bardziej przerażający przez zawiązany na moich ustach materiał. Rzuciłem się znowu, i znowu, wyrywałem się z uścisku ich rąk. Było to o niebo łatwiejsze niż wcześniej, kiedy ich skóra pozostawała sucha i szorstka. Teraz o mało nie wyrwałem się jednemu z nich, o mało moja stopa nie dotknęła chłodnej posadzki. Czułem, jak wbijają we mnie paznokcie, żałośnie próbując mnie utrzymać, bezowocnie błagając w myślach, aby osłabł. Nie, nigdy nie osłabnę, już niedługo mnie tu nie będzie, już..

Uderzyłem plecami o coś zimnego. Tak zimnego, że aż jęknąłem z bólu, czując mroźny, płaski metal pod sobą. Nawet ten cienki materiał majtek, który okrywał moje pośladki nie stanowił żadnej ochrony dla mojej skóry. Wygiąłem się, niczym w spazmie. Potem postanowili połamać mi kości, wykręcili mi nadgarstki i przykuli gdzieś po bokach. Podobnie z nogami, czułem potworny ból w każdej mojej kończynie. Nie mogłem się poruszyć – dziwne, twarde opaski uciskały mnie na rękach i nogach, a gdzie się nie poruszyłem, wyczuwałem moje rozrzucone włosy. Krzyczałem w materiał, jednak żaden dźwięk nie był wystarczająco głośny, żeby wyrazić mój strach.

Pierwszy raz się bałem.

Jasne światło uderzyło mnie w oczy. Dosłownie i w przenośni, myślałem, że oczy mi się roztopią. Po bokach poleciały mi łzy, i przez następne kilka sekund nie byłem w stanie dostrzec niczego, poza wszechogarniającą bielą.

- Dzień dobry, słoneczko.. – usłyszałem nieopodal mojego prawego ucha. Krzyknąłem kolejny raz i poruszyłem się na stole, próbując zerwać uwięzi. Na nic.

Obraz powoli wracał do normy, jednak nadal nie umiałem właściwie rozpoznać kolorów. Znajdowałem się w jakiejś sali, dużej, ciemnej sali. Wychodziła na nią masa okien, zza których wyglądały ciemne, prawie bezkształtne sylwetki i przedmioty. Byłem tu praktycznie sam. A przynajmniej nie widziałem nikogo naprzeciw. Możliwe, że ktoś stał za mną, jednak nie mogłem obrócić głowy. A nawet, gdybym ją obrócił, wzrokiem wszedłbym na metal, więc nie miało to większego sensu. Niestety, laserów w oczach nie mam.

- Cieszę się, że już jesteś słoneczko! – zmrużyłem oczy. Jego głos był przesączony jadem; nie mieli wobec mnie dobrych zamiarów. Rzuciłem się jeszcze raz w bok. – Och jakiś ty ruchliwy! Cóż, mam nadzieję, że jednak przejdziesz na współpracę, zamiast tak wywijać.

Poruszyłem ustami, wydając z siebie niezrozumiałe dźwięki. Na swoje nieszczęście, ci ludzie wydawali się bardzo rozgarnięci, więc ucieczka stąd będzie naprawdę trudna. Nie, żebym nie miał doświadczenia w uciekaniu, wielokrotnie zdarzyło mi się uciekać, aby chronić Istotę, jednak wówczas działało to na trochę innej zasadzie. Teraz..

Usłyszałem za sobą głośne kroki, dudniące w moich uszach niczym dudniąca woda w studni. Nie czas na myślenie, może jeśli pozwolą mi mówić, zrozumieją, że od tego zależy ludzkie życie? Życie małego dziecka? Zacisnąłem powieki. Małego, bezbronnego dziecka, bawiącego się pośród zabawek, chcącego dożyć swojego pierwszego pocałunku, marzące o wielkiej willi, żonie i dziesiątce dzieci.. Materiał na moich ustach poluźnił się. Bezzwłocznie wyplułem go na podłogę i zaciągnąłem się powietrzem. Przesiąkało zapachem aparatury, mechanizmów i gorących kabli. Nie, to na pewno nie było miejsce, w którym miałem się znaleźć.

- I jak, słoneczko. – ze starych głośników rozniósł się cichy pomruk. – Liczymy na ciebie, na twoje możliwości, siłę, determinację.. Pokaż nam, jak to robisz, jak działasz i czym się posługujesz. Pragniemy tego samego, co ty, pragniemy, aby na świecie zapanował pokój, aby wszyscy byli bezpieczni-

- ZOSTAWCIE HOWIEGO! – wrzasnąłem, nie wiedząc nawet, skąd wziąłem to imię. – DAJCIE MNIE DO HOWIEGO! ON MNIE POTRZEBUJE! ON MNIE POTRZEBUJE! CZY WY TEGO NIE ROZUMIECIE?! HOWIE JEST W NIEBEZPIECZEŃSTWIE! HOWIE! DAJCIE MNIE DO-

Nie zdążyłem dokończyć, znowu związali mi usta, tak, że ugryzłem się w  koniuszek języka. Miotałem się jednak dalej, wypinając biodra i unosząc głowę, jakbym nadal krzyczał. Howie! Po mojej głowie plątały się słowa, dalsze skrawki wypowiedzi, której nie dałem rady skończyć.

- Kim jest Howie? – prawdopodobnie nie miałem tego słyszeć, ale słyszałem doskonale; mówili o nim, z głośników dobiegały szmery i szepty, jak podczas tajnych narad i posiedzeń. Myśleli, że dużo o mnie wiedzą. Błąd. To był prawdopodobnie ich największy błąd. Jednak mimo wszystko mnie również nie stawiało to w pozytywnym świetle.

- Posłuchaj, postawię sprawę jasno. – rozległ się inny, bardziej pewny i groźny głos. – Będziesz teraz mówił, czy znowu wydzierał się w niebogłosy?!
Przekręciłem się mocno, aż opaski werżnęły mi się w skórę. Syknąłem głośno z bólu, jednak nie zamierzałem przestać, ba, zamierzałem trząść tym całym stołem, dopóki nie odpadną mu nogi i dopóki będzie mnie trzymał. Chciałem się stąd wydostać za wszelką cenę. Musiałem się stąd wydostać!

Howie!

- Doktorze Kinney, proszę o przystąpienie do procedury numer sto sześćdziesiąt osiem.
Nim się obejrzałem, jakiś mężczyzna przykładał mi maskę do twarzy. Wierzgnąłem, ale maseczka, wtłaczająca dziwny, słodki gaz do mojego nosa wcale nie chciała spaść. Może to przez jego aksamitne palce, których opuszki muskały moją skórę? A może po prostu opadłem z sił? Nie, pod żadnym pozorem nie mogłem osłabnąć, nic, nawet najsilniejszy środek nie zmusiłby mnie, abym.. zasnął..
Comments: 27

ArchangelMarco [2012-12-01 00:22:48 +0000 UTC]

Czułem się, jakbym czytał Maximum Ride pisane z innej perspektywy. Ale też dobre, ba, naprawdę świetnie przedstawiłeś to wszystko.

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to ArchangelMarco [2012-12-01 13:17:10 +0000 UTC]

Dziękuję starałam się przedstawić jak najlepiej.

👍: 0 ⏩: 1

ArchangelMarco In reply to KidOfMisery [2012-12-01 17:33:18 +0000 UTC]

I wyszło Ci!

👍: 0 ⏩: 0

TakeLifeBack [2012-08-06 12:45:58 +0000 UTC]

Łałał, wszystko co piszesz jest świetne, cudowne, cholernie ciekawe, wciągające i pomysłowe, ale to jest po prostu perfekcja <3 Każde nowe opko czymś mnie zaskakuje, kurde, jesteś nieźle utalentowaną bestią Twój styl jest znakomity, to już raczej wiesz, no i ta atmosfera w prologu, genialne!

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to TakeLifeBack [2012-08-09 19:00:00 +0000 UTC]

oh stop it, youuu~!
ale ogólnie wiem, że to trlko prolog, i muszę się w końcu za to wziąć, a tak cholernie mi się nie chce.. lolz. i dzi-dzi-dzięki za miłe słowa

👍: 0 ⏩: 0

Dark-Lennie [2012-08-03 20:45:38 +0000 UTC]

Ja się już wypowiadałam na fb, ale stwierdzam, że muszę skomentować xD W sumie napisałam ci wszystko, co sądzę C: Styl jak zwykle genialny, za który będę cię wychwalać zawsze i wszędzie, fabuła też idealnie wpasowuje się w mój gust . Cóż, to prolog, a prologi nie dają zbyt wiele i pozostawiają niedosyt... Więc pisz szybko, a wtedy ja postaram się o bardziej kreatywny komentarz xD

👍: 0 ⏩: 0

angershade [2012-07-16 16:15:18 +0000 UTC]

eglish c :
dzięki za cud, którego nie ogarniam * :

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to angershade [2012-07-16 16:33:52 +0000 UTC]

oj tam, literówka noo XDD
coś ty, żaden cud.

👍: 0 ⏩: 1

angershade In reply to KidOfMisery [2012-07-17 14:34:35 +0000 UTC]

nie kłóć się!

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to angershade [2012-07-17 20:00:01 +0000 UTC]

przecież, że się nie kłócę.. ja tylko mówię prawdę cc:

👍: 0 ⏩: 1

angershade In reply to KidOfMisery [2012-07-17 20:29:07 +0000 UTC]

chciałabyś.

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to angershade [2012-07-18 10:53:13 +0000 UTC]

no chyba ty.

👍: 0 ⏩: 1

angershade In reply to KidOfMisery [2012-07-18 15:22:57 +0000 UTC]

no chyba nie.

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to angershade [2012-07-18 15:26:30 +0000 UTC]

no chyba właśnie tak.

👍: 0 ⏩: 1

angershade In reply to KidOfMisery [2012-07-18 17:10:41 +0000 UTC]

nie kłóć się!

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to angershade [2012-07-18 19:45:34 +0000 UTC]

może lubię? :>

👍: 0 ⏩: 1

angershade In reply to KidOfMisery [2012-07-18 20:08:37 +0000 UTC]

nie ze mną : s

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to angershade [2012-07-18 21:11:02 +0000 UTC]

👍: 0 ⏩: 1

angershade In reply to KidOfMisery [2012-07-19 06:38:36 +0000 UTC]

👍: 0 ⏩: 0

Nieoryginalna [2012-07-15 15:15:14 +0000 UTC]

Jak zawsze w Twoich prologach, nie wiem o co chodzi, trolololol.

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to Nieoryginalna [2012-07-15 17:11:15 +0000 UTC]

bo moje prologi są nie kumate c:

👍: 0 ⏩: 0

PiercingLook [2012-07-15 14:38:13 +0000 UTC]

To było… boże, tak mocno perfekcyjne, że brak mi słów. Moje klimaty jak najbardziej, lubię psychiczne rzeczy XD Jezu, mam wrażenie, że on musi ochronić swojego podopiecznego, czy coś. Takie zadania, które są przydzielane przez ich najwyższą władzę Takie odniosłam wrażenie, ale ja tam mam głupie domysły, więc się nie przejmuj ~ Świetnie wszystko opisałaś i dalej jest cholernie tajemniczo. No, ale to ty

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to PiercingLook [2012-07-15 17:24:10 +0000 UTC]

dobrze się skapnęłaś, odgórne nadawanie podopiecznych Istot (nie wiem, czemu, ale tak mi się spodobało XD). a poza tym, to nie wiem, czy jest takie dobre, wiem, że jest... dziwne, nie perfekcyjne, do perfekcji temu daleko XD

👍: 0 ⏩: 1

PiercingLook In reply to KidOfMisery [2012-07-15 19:15:07 +0000 UTC]

Hah, jestem z siebie dumna Słońce, to jest cudowne! Naprawdę chciałbym pisać tak jak ty. Weny, życzę ci

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to PiercingLook [2012-07-16 14:23:00 +0000 UTC]

👍: 0 ⏩: 0

AragornAndFrenc [2012-07-12 23:14:34 +0000 UTC]

...obiektywne opinie XD Moja była... L;MJFK;SDJGKLDFJGKDFJ

👍: 0 ⏩: 1

KidOfMisery In reply to AragornAndFrenc [2012-07-13 11:26:15 +0000 UTC]

wiem, wiem, dziękuję za nią ^^

👍: 0 ⏩: 0