MaeraFey In reply to GreatMarta [2013-05-16 21:20:31 +0000 UTC]
Mwezi ma taką a nie inną orientację głównie z tego powodu, że odniosłam wrażenie, że nie masz specjalnej ochoty wymyślać mu partnerki i potomstwa... Poza tym dodawało to tragizmu postaci i częściowo wyjaśniało, dlaczego książę był taki nieśmiały.
Wiesz, szczerze mówiąc jestem niemal całkowicie pewna, że Mwezi jest tak naprawdę biseksualny, tylko tak mocno zakochał się w Gitondze, że poza nim świata - w tym lwic - nie widział.
👍: 0 ⏩: 1
MaeraFey In reply to GreatMarta [2013-05-20 12:32:35 +0000 UTC]
Ja w liceum też się bałam, że mogę być lesbijką, bo w ogóle nie interesowali mnie chłopcy... Aż pewnego razu chemiczka urządziła nam wycieczkę na wydział chemii. Braliśmy udział w wykładach, poznaliśmy paru studentów... Baaaaardzo wysokich studentów z wydatnymi szczękami... I tak się okazało, że nie jestem lesbiją, tylko po prostu wolę starszych.
Tak przy okazji, przez jakiś czas zastanawiałam się nad nieco inną wersją historii. Mianowicie, "stadko" samotników, na które natknął się Mwezi składało się nie z lwów, tylko bardzo silnych i niezależnych lwic. Po ocaleniu ich przywódczyni i niezbyt chętnym przyjęciu propozycji zostania zastępcą, wielokrotnie służył lwicom radą, a jego umiejętności taktyczne oraz zdolność tworzenia skomplikowanych planów nieraz okazywały się bezcenne. Mimo to eks-książę wciąż miał kompleksy, że niby tak naprawdę nic nie robi, że lwice tylko niepotrzebnie na niego marnują cenną wodę i jedzenie, że nawet porządnie polować nie potrafi i takie tam. Aż pewnego dnia na małe stado natknął się bardzo duży i agresywny samiec. Myśląc, że to Mwezi jest tu "królem", zaatakował go, aby dorwać się do lwic. Ciężko ranny Mwezi, by przeżyć, musiał salwować się ucieczką. Zaszył się gdzieś pod jakąś skałą i rozpaczał, jaki to on jest beznadziejny i okropny, bo zostawił niemal dwukrotnie większe od niego lwice na pastwę brutala... Aż tu pokazuje się przywódczyni. Widząc młodego lwa, wzdycha z wyraźną ulgą. Okazuje się, że lwice same pokonały intruza (i to bez najmniejszego problemu), ale bardzo bały się o Mweziego. Były na siebie wściekłe, że w porę nie zdążyły przyjść mu z pomocą... Drugi raz tego błędu nie popełnią, zaraz go opatrzą i...
A tu Mwezi nagel robi z siebie kompletne Emo. Jęczy, jaki to on jest beznadziejny i bezużyteczny. Nigdzie nie zamierza iść. Chce to zostać i umrzeć... samotny... w sromocie...
Zniecierpliwiona lwica wali go w łeb (nie za mocno, żeby nie uszkodzić). Wyzywa Mweziego od ślepych kretynów i zwraca mu uwagę, że gdyby nie jego rady i pomoc, każda z jej lwic zdążyłaby już umrzeć po piętnaście razy. Nie potrzebują jakiegoś mięśniaka, same potrafią się bronić (przecież właśnie to udowodniły, prawda?). Mwezi ma coś znacznie cenniejszego niż cała tężyzna wszystkich lwów świata razem wziętych - rozum, szybki umysł i ogromną wiedzę. Jej stado go potrzebuje i czy chce tego, czy nie, ona dopilnuje, żeby przeżył.
Lwica dotrzymuje słowa i Mwezi dochodzi do siebie... także psychicznie. Zauważa, jak często lwice pytają go o zdanie i jak często jego rady okazują się pomocne. Poza tym uważnie obserwuje przywódczynię i nie może nie zauważyć, jaka jest silna i odważna... Wkrótce w jego snach, w których do tej pory występował Gitonga, zaczyna się pojawiać ta wspaniała lwica.
Cyba nie muszę dodawać, iż są to bardzo przyjemne sny
👍: 0 ⏩: 1