HOME | DD

mayama26 — Nowy lepszy swiat
Published: 2011-03-14 17:06:02 +0000 UTC; Views: 137; Favourites: 1; Downloads: 4
Redirect to original
Description W jednej chwili ma miejsce milion rzeczy – ktoś się rodzi, ktoś umiera, ktoś rozleje olej. Czasem ktoś nie dostrzeże błędu w systemie i spowoduje wypadek, w którym zginą ludzie.
Na ulicach miasta panował niczym niezakłócony spokój. Po ulicach poruszały się bezszelestnie lewitujące nad ziemią pojazdy, po chodnikach przemieszczali się bez pośpiechu nieliczni ludzie w ciemnych okularach. Prawie zwyczajny dzień.
System hamowania zawiódł. Nikt dokładnie nie wiedział, co się stało, ułamki sekund przesądziły o życiu i śmierci. Zły pojazd, zły dzień, zła sytuacja. Kilka nic nieznaczących faktów połączonych razem sprawiło, że w wypadku zginęło dziecko, dziewczyna została pozbawiona dłoni, a potłuczony chłopak trafił do szpitala.

Operacja odbywała się pod pełną narkozą. Maszyna najpierw opatrzyła mniejsze obrażenia, następnie zajęła się zmiażdżoną ręką. Usunęła wszystko, łącznie z pokruszonymi kośćmi, aż do wysokości ramienia. Odpowiednimi nićmi zastępującymi ścięgna przymocowała sztuczną kość do reszty ramienia, następnie dodała kości dłoni. Z precyzją godną biologa pracującego pod mikroskopem nałożyła po kolei syntetyczne mięśnie i połączyła je z naturalnymi. Oblała wszystko szybko tężejącym preparatem mającym zwiększyć wytrzymałość ręki i nadającym jej pożądany kształt. Nałożyła na wszystko siateczkę odpowiadającą nerwom czuciowym i połączyła jej końce z odpowiednimi nerwami dziewczyny. Wszystko zamknęła w otoczce z syntetycznej skóry mającej przypominać tę ludzką. Dopełniła niezbędnych zabiegów kosmetycznych i podała środek wybudzający. Inna maszyna odwiozła łóżko do sali pooperacyjnej.

Świat N był światem najnowszej generacji. Pełna automatyzacja pozwoliła ludziom na zaoszczędzenie i maksymalne wykorzystanie czasu. Maszyny były wszędzie – na ulicy, w domach, szkołach, szpitalach. Pomagały w codziennym życiu, obdarzone cząstkową inteligencją przypominały właścicielom o ważnych datach, spotkaniach, wydarzeniach. Każdy człowiek był podłączony do wielkiej sieci informacyjnej podającej z niewielkim opóźnieniem najnowsze informacje z całego miasta. Zarządzał nim prezydent-cyborg – człowiek o sztucznym ciele. Jedynie jego mózg i ciemnoniebieskie oczy pozostały ludzkie – ale tylko w sensie fizycznym. Psychicznie nie czuł przynależności do ludzi, wręcz pozbawił się wszelkich uczuć. Straszny to był człowiek i wszyscy czuli przed nim respekt.

Dziewczyna obudziła się po długim śnie. Podszedł do niej jeden z nielicznych pracujących w szpitalu lekarzy. Automat zmierzył jej ciśnienie i pokazał raport dotyczący funkcji życiowych.
– Wszystko w normie. Proszę się ubrać i możesz wracać do domu – lekarz uśmiechnął się. Ludzie nie robili tego często. Za bardzo byli zapatrzeni w siebie.
– Dziękuję – odpowiedziała dziewczyna.
Z fascynacją popatrzyła na swoją nową rękę. Zaciekawiona poruszyła palcami, zacisnęła dłoń w pięść. Uśmiechnęła się. Poza niższą temperaturą nie czuła żadnej różnicy.

Ludzie przechodzili pod jego oknami nie zwracając na to najmniejszej uwagi. Jasnowłosy chłopak obserwował wszystko i wszystkich z wysokości drugiego piętra. Mieszkał sam w jednym z nielicznych ocalałych do tej pory bloków mieszkalnych – w mieście przeważały wysokie wieżowce.
Nikt nie zadzierał głowy do góry. Nikogo nie obchodziły sprawy innych. Wszyscy byli tacy sami, jak produkowane taśmowo mechaniczne pieski i kotki.
Z potężnych głośników w jego pokoju sączyła się cicho muzyka. Grana na archaicznych skrzypcach, fortepianie i wiolonczeli drażniła zdecydowaną większość przechodzących ulicą osób. W programach muzycznych dominowała muzyka elektroniczna, bardzo rzadko sięgano po starsze utwory. Prawie wszyscy nie lubili staroci, woleli postęp i nowoczesną technologię.
Wszyscy są tacy sami. Zero indywidualności.
Spojrzał na zegar. Było późno. Wyłączył muzykę i nieśpiesznym krokiem udał się w jedno z najwspanialszych dla niego miejsc w mieście.

Na obrzeżach miasta panował spokój. To tutaj został ostatnia pamiątka po tak zwanym Starym Świecie – niesamowicie stare drzewo o pniu grubym i prostym, o rozłożystych gałęziach, wielkich liściach i koronie szerszej niż podstawa największego wieżowca. Fabryka tlenu dla całego miasta, miejsce spotkań nielicznych zakochanych.
Już na niego czekała. Wszedł po drabince na najniższą i najgrubszą gałąź i usiadł obok niej, całując delikatnie w policzek.
– Cześć – przywitał się. – Wszystko w porządku? – zapytał po chwili milczenia. – Słyszałem, co się stało... Nic ci nie jest?
– Nic, spokojnie, nie martw się, już dobrze. Zoperowali mnie kilka minut po wypadku. Nawet nie poczułam – uśmiechnęła się lekko.
Przytulił ją delikatnie. Tak dobrze było mieć kogoś obok siebie. Całkowicie podzielała jego poglądy, była przeciwna tak szybkiemu wprowadzaniu nowych technologii w życie. W mieście było ponoć tylko kilka takich osób, dowiedzieli się o tym później. To cud, że znaleźli się w tym świecie. Byli dla siebie wszystkim. Dla nich miasto mogłoby nie istnieć.
Nikogo oprócz nich nie było w pobliżu drzewa.
Położyła głowę na jego ramieniu. Objęła go i poczuła drżenie.
– Co się stało?
– Martwa.
Nie rozumiała, o co mu chodzi.
– Twoja ręka... – wyprostował się powoli i złapał ją za nadgarstek, tam, gdzie kończył się rękaw. Nie chciał dotykać jej dłoni. Odsunął się nieznacznie. – ...jest zimna – stwierdził, tonem, jakby było to coś nowego.
– Owszem, jest. I co w związku z tym?
– Nie dotykaj mnie, proszę.
Odsunęła się od niego. Odwróciła wzrok.
– Nie chcesz mnie znać? – zapytała cicho.
– To dla mnie za dużo.
Złapała się gałęzi i zsunęła z niej, wisząc przez moment w powietrzu. Popatrzył na nią z przestrachem, jednak zaraz uświadomił sobie, że teraz może pozwolić sobie na rzeczy, których wcześniej nie byłaby w stanie zrobić. Jej stopy w zetknięciu z ziemią nie wydały żadnego dźwięku. Odeszła bez słowa, zaciskając ręce w pięści. Nie miała do niego pretensji. To nie była jego wina. Siebie również nie zamierzała obwiniać.
Chłopak zacisnął palce na niewielkiej gałązce, łamiąc ją. Drżał ze smutku i bezsilności.
Tak nie może być, pomyślał ze złością. Świat schodzi na psy. Trzeba zacząć działać.
Rzadko robił takie rzeczy. Mimo niechęci do techniki musiał się przemóc.
W czeluściach sieci odszukał kontakty ze starymi znajomymi i poinformował ich o swoim zamiarze zaszyfrowanymi wiadomościami. Następie w niezupełnie poprawny sposób wysłał wiadomość do wszystkich terminali, przez co pół miasta dowiedziało się o jego planach. Na losowo wybrane adresy wysłał dodatkowe informacje.
Otworzył okno i wystawił na parapet nadajnik. Minuta wystarczy, służby nie zlokalizują mnie w tak krótkim czasie, natomiast wszystkie kanały informacyjne zostaną przepełnione odpowiednimi danymi. Uśmiechnął się do siebie. Zabawa się zaczyna.
Namieszał wszędzie, gdzie był w stanie. Spodobało mu się, więc wysłał więcej wiadomości, więcej zgłoszeń, nadał więcej informacji. Kiedy upewnił się, że zrobił wszystko co mógł, zamknął okna, wyłączył komputer i pozwolił muzyce płynąć. Miał jeszcze dużo czasu. Należało go wykorzystać jak najlepiej – zapadł więc w sen, śniąc o Starym Wspaniałym Świecie.

Było ciemno, kiedy się obudził. Do świtu pozostało jeszcze kilka godzin. Był już wypoczęty, wstał więc i przygotował się do wyjścia, nie pozwalając uśmiechowi zejść z twarzy. Cieszył się. Przepełniała go euforia, zadowolenie z siebie i uczucie, że będzie w stanie zrobić wszystko. Wiedział dobrze, że później przyjdą wątpliwości, ale działał, póki miał odwagę.
Do kieszeni włożył niewielki komunikator i wyszedł z domu.
Na ulicach nie było nikogo. Szedł spokojnym krokiem, nie chcąc wzbudzić niczyich podejrzeń – choć, spacerem o tej godzinie, podejrzenia wzbudzał. Nie przejął się tym zbytnio.
Dotarł na miejsce. Zatrzymał się na rogu ulicy, wypatrując kształtów. Nie dostrzegł niczego, co mogłoby go zainteresować i zasępił się trochę, po chwili jednak podjął decyzję, że choćby sam – doprowadzi sprawę do końca.
Kątem oka dostrzegł poruszający się kształt w ulicy naprzeciw niego. Przez chwilę niezdecydowany, ruszył w stronę środka Placu, na którym wszystko miało się zacząć.
Plac był jakby środkiem pajęczyny, miejscem, gdzie spotykały się wszystkie ulice. Tu znajdowały się najważniejsze urzędy w mieście – w tym również ratusz, cel całego przedsięwzięcia. Miejsce pracy i jednocześnie zamieszkania prezydenta-cyborga, najwyższa wieża miasta.
Kształt okazał się dwojgiem ludzi.
– Nowy lepszy świat – wyszeptali cicho. – Czy to tutaj?
– Nadzieja umiera ostatnia – odpowiedział z uśmiechem chłopak. – Mało nas trochę...
– Przyjdzie jeszcze co najmniej kilka osób. Czasem zbieraliśmy się w tajemnicy przed prezydentem i obmyślaliśmy akcje, ale niczego na poważnie się nie podjęliśmy – wyjaśniła szeptem niska kobieta. – Kiedy po kanałach informacyjnych rozniosła się zapewne twoja informacja, ożywiliśmy się, jeden z naszych otrzymał również szyfrowaną wiadomość. Nieźle się przy niej namęczyliśmy... – zaczerpnęła oddechu.
– Nie chcieliśmy przychodzić wszyscy razem. Za dużo zamieszania by z tego wynikło – wszedł jej w słowo mężczyzna.
– Czyli w mieście zebrało się koło zainteresowań, tak? – zażartował chłopak. – Podziwiam was.
– Strach przed prezydentem powstrzymywał nas przed działaniem. Jak moglibyśmy teraz nie przyjść? – uśmiechnęli się oboje.
W ich stronę potoczył się jakiś kamień. Oczy, przyzwyczajone do ciemności, zobaczyły nadchodzące postacie.
– Nowy lepszy świat – powiedziały zgodnie. Wyczuwało się od nich napięcie, jednak po potwierdzeniu rozluźniły się. – Hasło jak na złość... – odezwała się mała dziewczynka.
– Ewentualne osoby trzecie nie zrozumiałyby, o co chodzi. Tak bezpieczniej.
W czasie, kiedy rozmawiali przyciszonymi głosami, rozjaśniło się na tyle, by mogli zobaczyć swoje twarze. U kobiety, która przyszła jako pierwsza, dało się zauważyć syntetyczną powiekę i oko. U jej narzeczonego chłopak nie dostrzegł niczego co wyróżniało by się swoją fakturą czy zachowaniem. Może był „czysty", może ukrywał to, co mu się kiedyś stało. Nie było to ważne. Jeśli byli tego samego zdania, mogliby mieć choćby wszystkie sztuczne narządy. Nie miało to żadnego znaczenia.
W drugiej grupie znajdowała się starsza para i dziecko, uśmiechnięta i rozgadana dziewczynka – bardzo inteligentna, wyraźnie zdająca sobie sprawę z tego, po co tu przyszła.
– Nowy lepszy świat – rozległ się cichy głos za plecami chłopaka. Wstrzymał oddech. Znał ten głos doskonale, nie spodziewał się jednak, że go usłyszy.
Odwrócił się i zobaczył ją – dziewczynę z syntetyczną ręką. Przytulili się bez słowa. Dziewczyna wyraźnie unikała dotykania go zimną dłonią. Doceniał to.
– Nie sądziłem, że przyjdziesz...
– Jak mogłabym nie przyjść? Przecież dobrze wiesz, że popierałam wszystkie twoje pomysły...
– Przepraszam.
– To nie była kwestia wymagająca przeprosin, najdroższy.
Zanim zrobiło się zupełnie jasno, przyszło jeszcze kilka osób. Niektórzy samotnie, niektórzy w grupach. Chłopak uśmiechnął się do siebie. Będzie ciekawie, stwierdził w myślach, zadowolony.

Na Placu panował gwar, mała dziewczynka przysnęła, kucając. Obudzona przetarła oczy i wyprostowała się, dając reszcie do zrozumienia, że mogą zaczynać.
Nie trzeba było długo czekać, aż ludzie zwrócą swoją uwagę na środek Placu. Zaczęli.
– Czy naprawdę sądzicie, że wszystko jest w porządku? – pytanie było zwrócone do wszystkich. – Nie przeszkadza wam to, jak żyjecie? Czym oddychacie? Nie, przecież płuca można wymienić! A mózgi też wymienicie na lepsze? Nie!
– Pomyślcie o swoich dzieciach, jeśli je macie! Jeśli nie, pomyślcie o was samych! – krzyknął tubalnym głosem mężczyzna. – Zatraciliście się we wspaniałości – zaakcentował to słowo – tego świata, w cudach, jakie przyniosły technologie, nowinkach, jakie przyniósł postęp!
– Nie, one nie są złe – stwierdziła mała dziewczynka, przyciągając swoją osobą uwagę. – Ale wy z tego źle korzystacie! Myślicie tylko o sobie! – pokazała ręką na wieżę ratusza. – Tam siedzi najlepszy tego przykład! E... ego... egio... mamo, jak to się mówi? O, właśnie. Egoista, który sprowadził was na złą drogę!
– Ludzie... bądźcie ludźmi. Jeszcze nie staliście się maszynami, ale niewiele wam do tego brakuje... – wokół grupy zebrali się słuchacze. Nie musieli już krzyczeć. – Nie dajcie się zdominować nowoczesności, która miała wam pomóc w życiu, a nie je zastąpić.
– Co tu się dzieje!?
Wszyscy obrócili głowy w stronę głosu. Przed ratuszem stał prezydent. Podszedł do zbiegowiska, ludzie rozstąpili się, tworząc mu przejście. Stanął twarzą w twarz z jasnowłosym chłopakiem. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
– Resztę twoich znajomych znam – grupa nieznacznie cofnęła się do tyłu, zdziwiona. – Co, myśleliście, że nie wiem o waszych zebraniach? Ale ciebie, kolego, nie znam... Czego chcesz?
– Wolności w mieście i wyzwolenia spod zgubnej władzy – zrobił krok w tył, kiedy cyborg zamachnął się na niego. Był na to przygotowany. – Panie prezydencie, pan naprawdę nie widzi, co tu się dzieje? Więzi międzyludzkich brak. Organ mowy niedługo nam zaniknie, bo nie będziemy go potrzebowali! Naprawdę jest pan tak ślepy na los ludzi w swoim mieście, czy nie był pan tego świadomy? Chętnie posłuchamy pana zdania. Człowiek, który nami rządzi, powinien dawać nam dobry przykład, prawda?
– Nie mam wam nic do powiedzenia.
– Jak dobrze, że pański mózg się starzeje... za kilka lat nie będziemy musieli słuchać tych śmiesznych rozkazów i poleceń! Jak dobrze, że ludzki mózg nie jest wieczny.
W tłumie zapanowało lekkie zamieszanie. Po chwili wszyscy stali murem za chłopakiem. Ludzie zrozumieli, że dobrze mówi i zgodzili się z nim. Nastąpiła chwila ciszy. Prezydent mierzył wzrokiem wszystkich i każdego z osobna.
Zadzwonił prywatny komunikator.
– Tak, to ja. Nie. Nie! Cudownie. Wspaniale. Gratuluję. Obejrzyjcie sobie nagranie z Placu, z teraz. Serdeczne gratulacje. Do widzenia – dziewczyna przerwała połączenie i spojrzała z wyczekiwaniem na jasnowłosego. Nikt oprócz niej nie wiedział jeszcze, o co chodzi.
– Co się stało?
Na placu panowała cisza.
– Wiesz, że jestem... byłam na naukach w centrum najnowszych technologii.
– Wiem. Co dalej?
– Ta dziewczynka... która zginęła w wypadku... tak, twoja koleżanka – zwróciła się do patrzącego na nią dziecka – ona... oni ją zabrali z miejsca wypadku. Oni... wszczepili jej sztuczny mózg – w jej oczach pojawiły się łzy. Oddychała płytko. – Sztuczne serce podjęło pracę. Śpi... to znaczy jest zahibernowana. Oni zrobili z niej robota.
Nikt się nie odezwał.
– Jesteśmy straceni.
Rozpłakała się. Chłopak przytulił ją. Za nim poszli w ślad inni ludzie.
– Wygraliśmy bitwę, przegraliśmy wojnę. Jesteśmy straceni – szepnął. Wszyscy go słyszeli.
Tylko złowieszczy śmiech prezydenta przerywał ciszę.
– Ale nie poddamy się! – krzyknął ktoś nagle. Tłum zafalował.
– Tak! Obalimy prezydenta i zabronimy tworzenia robotów! – krzyknął tubalnym głosem jakiś mężczyzna.
– Nie pozwolimy zrobić z siebie bezmyślnych maszyn! Jesteśmy ludźmi!
– Napiszemy petycję!
Prezydent próbował się wycofać, jednak tłum zastąpił mu drogę.
Wkrótce prezydent zniknął z miasta i więcej się w nim nie pojawił. Robota zniszczono. Nikt już nie próbował tworzyć nowych. Ludzie zrozumieli, że tak nie można żyć. Maszyny pomagały im, jednak odnowili stare przyjaźnie i na nowo zaczęli ze sobą rozmawiać.
Byli ludźmi – i nikt nie mógł im tego odebrać.
Jednak wygraliśmy wojnę.
Related content
Comments: 4

Fantagiro665 [2011-03-17 21:31:17 +0000 UTC]

Misie skojarzyło z "My" Zamiatina, tylko ze tutaj sie konczy szczesliwie.

👍: 0 ⏩: 1

mayama26 In reply to Fantagiro665 [2011-03-19 12:01:39 +0000 UTC]

Muszę przeczytać Często zdarza się tak że coś napiszę a później znajduję książkę do której opowiadanie jest bardzo podobne.

👍: 0 ⏩: 1

Fantagiro665 In reply to mayama26 [2011-03-20 08:45:38 +0000 UTC]

Kiazke bardzo polecma, na niej mieli sie wzorwac Huxley oraz Orwell.

👍: 0 ⏩: 0

Michael-MK [2011-03-15 20:57:09 +0000 UTC]

Jako wspaniały i skromny recenzent postanowiłem napisać recenzję dzieła Pani Mai.

Ponieważ Jej dzieło zdobyło II miejsce w konkursie, pozwoliłem sobie wydrukować to 5 - stronnicowe dzieło na 4 stronach ...(tak pomniejszyłem czcionkę).
Aby lepiej się skupić na opowiadaniu, pozostawiłem sobie przyjemność czytania na czas tuż przed snem. Dzięki temu mogłem się dobrze skupić.

Jak dobre jest to opowiadanie? Czy naprawdę zasługuje na srebro? Czy historia opowiedziana tu jest wciągająca jak amerykańskie tornado? O tym dowiemy się w poniższej recenzji.

Na wstępie warto wspomnieć o wstępie opowiadania. Już na wstępie mamy ukazany obraz miasta, w którym rozgrywa się akcja. Przyznam, że nigdy nie czytałem tak dobrego wstępu (w ogóle mało czytam). W każdym razie, wstęp jest właśnie jak takie tornado - wkręca Cię coraz bardziej i bardziej a długość zależy od rozmiaru anomalii. Tak, jest to prawdziwa anomalia wśród opowiadań.
Scenariusz jest tu bardzo interesujący. Ja czytając wyobraziłem sobie wszystko to co Pani Maja przekazała w swym dziele. Pobudzona została moja wyobraźnia (choć ona zazwyczaj nie siedzi). Ten mięski opis we wstępie, jak maszyna reperuje dłoń dziewczynki - po prostu... no masakrator elektryczny bez uziemienia.
Dalsza część a więc rozwinięcie urzeka w każdej linijce w ten sposób, że chłoniemy opowieść jak pizzę z szynką salami przy znakomitym filmie oglądanym na zestawie kina domowego z dźwiękiem 3d. Mamy tu zawarte piękne w każdym calu przesłanie i śliczny morał. Opowieść można interpretować pod kątem różnych sytuacji i w różnym czasie - a więc nawet za kilka lat ta opowieść będzie miała sens... może nawet będzie opisem rzeczywistości (jeśli Świat przetrwa). Nie ukrywam, że czytając to opowiadanie czułem jak po moim policzku płynie łza wzruszenia... wierzcie lub nie - tak było.
Dzieło Pani Mai jak najbardziej zasługuje na srebro i rozumiem, że poziom konkursu był niezwykle wysoki skoro ktoś inny otrzymał złoto. Czymże jednak jest wartość mierzona kawałkiem metalu? Najcenniejsze dzieła poruszają serca ludzi, potrafią wzruszać... to właśnie takie jest.

Warto przeczytać! polecam.

Wybitny i wybitnie skromny Ja.

👍: 0 ⏩: 0