HOME | DD

ppawel91 — Kleska uczuc
Published: 2010-06-16 14:07:49 +0000 UTC; Views: 161; Favourites: 1; Downloads: 0
Redirect to original
Description Ach, dzieńdobry państwu...
To znów ja.
Przyniosłem z krańców
Nowe spojrzenie na świat.

Chcielibyście wiedzieć?
Proszę nie wstawać, proszę siedzieć
Sam wszystko opowiem...

Choć słów mi właściwie brakuje...

Wytne sobię nożem...

Proszę przestać! Wcale nie próbuję
Się zabić po raz kolejny.

Zresztą w dzień taki piękny?

Myślałem że poznałem miłość.
Że zapamiętałem każdy jej detal
Okazało się, że me oczy już nie widzą,
Że jedynie wysypiskiem cała moja wiedza...
A może po prostu zapomniałem?

Nie... nie coś takiego. Pamiętałbym.
Pamiętałbym, jak moim ciałem
Poniewierał ogień, jak bezwonny dym
Zasłaniał cały widok
I pozostawiał słodki posmak...

Zapamiętałbym każdą krzywą
Odmianę słowa „kocham"

Lecz nie pamiętam...

Dopiero teraz na nowo poznaję
Czym każda niewielka
Kropla szczęścia się kiedyś okaże...

Ja nią zostanę...
Spadnę z deszczem
Dotknę twarzy
Grzesznej,
I jak się nikt jeszcze
Nie odważył,
Dotknę ust szkarłatu...

I dzikim tańcu
Zwiedzę kroplistym językiem
Każde słowo, każdą ciszę,
Każdy jęk...

I spłynę niżej...

Tam gdzie grzech...

Ach wariacie niegodny!
Spływasz po piersiach
Taki goły?
Przecież to Twoj pierwsza...

Czemuś taki pewny?

A żeby...
A może...
Nie, chyba nie...

Lecz czy to grzech?

No to tak...
Lecz taki świat...

Dlatego, że pluje w moją twarz,
Nie zamierzam przestać.

Budzi się tylko ochota większa,
Aby dotknąć, poczuć, spłonąć...

Bo jak tu pozostać sobą,
Gdy nawet myślami muskając
Serce odlatuje pogrążone ogniem...

Jego dzieci oczy kradną...

Wskaż mi drogę
Mój ognisty aniele
Bo bez Ciebie,
Bo sam
Nie umiem... nie potrafię
Przez świat
Brnąć nie tykając marzeń...

Więc pozwól... na chwilę...

Tylko Cię dotknę...

Na moment się zbliżę,
A potem...
Potem już nie będzie...
Będzie chwila, a w niej my,
A wokół pustka wszędzie
I nawet jedna myśl

Się nie wydostanie
Poza siatkę z naszych pragnień...

A my w niej uwięzieni,
Spłoniemy mocno w siebie
Wtuleni...

Nikt nas nie pogrzebie...
Umrzemy w szczerym polu,
Gdzie kwiaty
Ocierają stopy w każdym kroku...

I płatek każdy
Zapłacze po naszym odejściu...

Umrzemy w bezkwietnym kręgu...
Wypalonym żarem naszych serc.

Grzech, grzech, znowu grzech...

Lecz żądza silniejsza od śmierci
Kły do niej ostre swoje szczerzy...

Tak miłość wygrała,
Nad śmiercią, która patrzyła osłupiała...

Patrzyła z niedowieraniem,
Jak nasze palce
Tańczą wraz z całym ciałem.
Patrzyła, jak spojrzenie każde
Budowało na nowo światy...

Wyjęła i przetarła swoje gały...
Nie pomogło.

Uginaliśmy się pod jedną
Słodką melodią
Cicho wierząc,
Że świt nie nadejdzie,
A kwiaty pozostaną w mroku...

A śmierć przyjrzała się swemu oku
I wyrzuciła je przez ramię...

Poszła zabijać gdzieś dalej...

A my nieświadomi
Trwaliśmy dalej we śnie...

Zdawał się być tak nieskończony...

Lecz skończył się wraz z dniem...
A słońce przyniosło dla nas
Porzucone niegdyś sny,
Które księżyc kiedyś znalazł...

Rozkazało je rozbić...
Więc skruszyłem nasze marzenia...

Lecz mam nadzieję, że kiedyś
Zbudujemy je od nowe,

Postawimy pałace, w nich piękne rzeźby...

Będą wyglądać, jakby ktoś nietrzeźwy
Dłutem w nich grzebał...
Na jednej wariat w swym szaleństwie
Całuje anielskiego wysłannika z nieba...
Na drugiej przeklęte jego ręce
Oplatają znów anioła...

Lecz wierzę... Wierzę, że spełnię
Wszystkie te szaleństwa przeklęte!

Zresztą... Aż tyle nie chcę...
Zadowolę się nawet zwykłym uśmiechem,
Ucieszą mnie słowa szczere.
Którymi uwiodłaś moje serce
I poprowadziłaś do ogrodu,
W najodleglejsze od cierpienia miejsce.

Tam lodowe kwiaty
Gdy się na nich kładziemy
Drażnią skórę dotykiem lodowatym,
Zmieniają każdy nasz oddech ciężki

W obłok zastygłej pary...
Kiedyś, We dwoje, sami
Wypełnimy niebo tymi chmurami

I będziemy szybować
Wysoko, między nimi...
O czym więcej marzyć, czego potrzebować?

Skrzydeł... Jeśli spadniemy, to z mojej winy...

Lecz wiecie co?
Jakoś się tym nie przejmuję,
Gdy słyszę ten słodki głos,
Gdy ust dotknąć po raz kolejny próbuję...

Deficyt myśli
Gdzieś pomiędzy nami
Bezmyślnie wisi
Między naszymi snami...
I nasze dłowy nim wypełnione
Tańczą razem, językami połączone...

Tak... przyszło do nas szczęście,
Ze swym próżnym uśmiechem,
Lecz odeszło za chwilę,
Smutno zwieszając głowę...

Bo spojrzało w nasze życie
I odeszło gdzieś zazdorne...

Szczęście nieszczęśliwe,
Gdy przy czyimś zdaje się być nikłe.
Related content
Comments: 4

Gabrych [2010-10-23 18:26:30 +0000 UTC]

Strasznie mi się podobają Twoje twory, zawarte w nich metafory i tematyka. <3

👍: 0 ⏩: 1

ppawel91 In reply to Gabrych [2010-10-23 18:31:56 +0000 UTC]

heh samotnej dysputy o miłości - czegoś bardzo podobnego - w wordzie mam sześćdziesiąc kilka stron xD

👍: 0 ⏩: 1

Gabrych In reply to ppawel91 [2010-10-23 19:58:54 +0000 UTC]

O jaa, chciałabym mieć taki zapał do pisania. <3

👍: 0 ⏩: 1

ppawel91 In reply to Gabrych [2010-10-23 20:08:45 +0000 UTC]

hahahaha xD mam już ponad 500 wierszy xD

👍: 0 ⏩: 0