HOME | DD

wilkolak66 — APH Jak pies z kotem VII

#america #anglia #aph #cat #england #france #francja #germany #great #jak #kingdom #kot #pies #poland #polska #prussia #russia #united #usa #wilka #niemcy #rosja #ameryka #brytania #deutshland #hetalia #kotem #prusy #brytain #ruspol #z #staids
Published: 2016-08-05 12:03:11 +0000 UTC; Views: 1252; Favourites: 3; Downloads: 0
Redirect to original
Description APH   Jak pies z kotem VII

Dnia następnego rano obudziło mnie dziwne uczucie,  jakby coś lub ktoś co chwila szarpał mnie za skórę na ramieniu. Obróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem jak Polska z radością w małych zielonych oczkach obrywa mnie ze skóry. W końcu po dwóch minutach intensywnego patrzenia na niego kiciuś podniósł łepek.
- O już wstałeś – zamruczał przymilając się do mojej twarzy  - to co idziemy na śniadanie?
- Ech Feliks, Feliks, Feliks – westchnąłem, wstając i biorąc go na ręce, po czym skierowałem się do kuchni gdzie Francis już przygotowywał dla wszystkich domowników posiłek.
Przy jedzeniu skorzystałem z komputera właściciela  i sprawdziłem, o której odpływa statek do Anglii. Zadowolony ze zdobytych informacji chciałem wrócić do pozostawionej na talerzu kanapki z żółtym serem i szynką gdy nagle spod stołu niczym macka mitycznego krakena wychynęła wielka ruda łapa, która po chwili macania sztućców złapała za moje śniadanie i ponownie znikła. Zdziwiony owym zjawiskiem zamrugałem parokrotnie, po czym zajrzałem pod blat gdzie Rzeczpospolita ciamkając radośnie kończył mój posiłek

$

Było południe gdy przechadzaliśmy się po angielskim porcie, który według słów Francji był ulubionym miejscem ukrywania się Arthura przed nadmiarem obowiązków. Graniczył on po jednej ze stron z ogromnym wesołym miasteczkiem. Płynąc statkiem miałem wielką nadzieję, iż Rzeczpospolita go nie zauważy i od razu będziemy mogli iść do wspomnianego przez Francisa domku letniskowego. O jaki ja byłem naiwny...
Zaraz po wylądowaniu kociak pognał prosto w stronę bramy parku. Jak się szczęśliwie dla mojej kieszeni okazało akurat dziś był wstęp wolny. Z lekkim niepokojem rozejrzałem się po placówce. Lunapark jak lunapark zaraz przy wejściu setka maleńkich sklepików z goframi, frytkami, zapiekankami, colą i innym tałatajstwem, parę kolejek, elektryczne samochodziki, pontony, tunel strachów, jakiś diabelski młyn. Wszystkiego jednak nie udało mi się ogarnąć wzrokiem bo do moich uszu dobiegł głośny miałk.
- Iwaaaan chcę loooda.
- A jakiego? - spytałem.
- Takiego jak zawsze. Nooo już ty dobrze wiesz jaaakiegooo – otarł się o moje spodnie.
Wytrzeszczyłem na niego oczy.
- Em Feliks jak byś nie zauważył kotem jesteś i to chyba nie jest najlepszy pomysł...
- No weź tu jest w cholerę gorąco! Kategorycznie żądam loda! Najlepiej pomarańczowego. - powiedział tupiąc przednią łapką, a ze mnie zeszło powietrze.
Skąd u mnie tyle zboczonych myśli? Chyba muszę iść na terapię – pomyślałem idąc za kocięciem w kierunku zielonej budki.
- Iwan podsadź mnie! Chcę zobaczyć smaki! Są pomarańczowe? - miaucząc bryknął  na gablotę, w której był zamknięty mroźny przysmak.
- No, już już nie skacz – powiedziałem biorąc go ponownie na ręce.
- Hmm...cynamonowe, orzech włoski, sorbet mango, Tyraj misiu...
- Tyraj co?
- MISIU, no Tiramisu ale ja na to mówię tyraj misiu, misiu – zachichotał, po czym nagle się obrócił i liznął w policzek swoim szorstkim, różowym języczkiem – a teraz wracając – ponownie zwrócił łepek ku szybie – miętowe z czekoladą, śmietankowe... o piankowe są!!! Iwan te chcę! O te widzisz!? Z tymi mini piankami.
- A powiedz mi kiciu z jakiej racji mam ci to kupić hę? - spytałem chcąc się z nim odrobinkę pozorgować.
- Em, bo jestem zafelisty, piękny, mądry, kochasz mnie, a i zapomniał bym o najważniejszym... jestem rasowy!

$

Szliśmy sobie spokojnie traktem oglądając kolejne atrakcje. Kiedy nagle zobaczyliśmy, znaczy Feliks dojrzał, z wysokości mojego ramienia, parę biednych hucułków zmuszonych do wożenia małych, rozwydrzonych brytyjskich dzieci. Koników było pięć, a jeden z nich najwyraźniej miał sraczkę.
- Szkoda mi ich, w prawdzie nie dorównują moim kawaleryjskim koniom ale szkoda, iż muszą wozić w tym upale te małe potwory – westchnął Feliks biorąc kolejnego liza trzymanego przeze mnie loda.
- No wiesz to ich praca, za to dostają owies... - odparłem.
- Ej Wania, a pamiętasz jeszcze maści koni?
- No ba, że pamiętam.
- To wymieniaj!
- Ten żółty jak by powiedziały małe dzieci to bułany - zacząłem.
- Dobrze, dalej – uśmiechnął się chytrze kociak.
- Biały to siwy, rudy to kasztan, czarny to kary.
- A ten taki biały posypany czekoladą?
- Siwy w hreczce? - spytałem nie będąc do końca pewny odpowiedzi.
- Raczej straciatella
- Chyba sraciatella – rudzielec wybuchł śmiechem słysząc moja odpowiedź i widząc jak kucyk puszczając bączka obryzguje białą koszulkę jakiegoś zachuchanego przez rodziców elegancika.

$

- Iwan choć zaliczymy tunel strachów, błagam ja tak je uwielbiam!
- Ta, a na horrorach to kto ogląda film przez dziurkę w palcach zasłaniając twarz?
- Oj no to zupełnie co innego! – warknął urażony.
- Jasne jasne, zapomnij o tunelu i choć na pontony.
- Zwariowałeś! Za żadne skarby nie wejdę do tej pływającej trumny!
- Ergh no dobra – westchnąłem - a co powiesz na....
- Tunel strachów!
- Nie, miałem na myśli...
- Tunel strachów!?
- Nie...
- A może jednak tunel strachów! *^*
- Absolutnie nie i daj mi dokończyć w końcu! - lekko się zdenerwowałem.
- A będzie o tunelu strachów?
- Raczej o diabelskim młot -J-
- O! No dobra! - zgodził się od razu rudzielec.
Słowo daję, że następnym razem jak nie da mi dokończyć, to go obedrę ze skóry.

$

No więc przemyciłem rudzielca na diabelski młyn, wiem wiem nic mi nie mówcie. Doszło do mnie potem, że to nie był najlepszy pomysł, ale wtedy jeszcze na to nie wpadłem. No po prostu nie przyszło mi to to głowy...
Tak czy inaczej zapłaciłem ile trzeba, zmierzyli mnie, zważyli, sprawdzili czy w brzuchu nie ukrywam jakichś dzieci i ruszyliśmy w stronę siedzeń.
- Wania tam – pisnął kociak pokazując mi ładne miejsce po lewej tuż przy barierkach.
A ja się głupi zgodziłem no bo czemu nie. Usiadam przypiąłem się tymi metalowymi pasami, Polskę owinąłem ciasno szalikiem by nie wypadł. Choć znając szczęście tego futrzaka to na bank nawet upadek z tego ustrojstwa by przeżył bez szwanku. Po mnie wsiadło jeszcze parę odważnych mężczyzn i kobiet. Fajnie, fajnie, ostrzegli nas co robić jak by ktoś dostał zawału i odpalili tę wielką mordownię. No na początku nami huśtało jak fale na morzu i to w ogóle na mnie nie robiło wrażenia, zielonookiemu też się podobało bo piszczał za każdym kolejnym wymachem. Wreszcie maszyna osiągnęła punkt krytyczny dochodząc do kąta jakichś dziewięćdziesięciu stopni względem ziemi nagle młot przekroczył granicie polecieliśmy do góry nogami z każdym kolejnym obrotem przyspieszając. Nagle w połowie tej uciechy przy której Feliks darł się jak w orgazmie mi mignęły lody, a zaraz za nimi śniadanie u Francisa i właśnie wtedy podziękowałem Bogu, iż usiadłem tak daleko od innych. Wreszcie po dwudziestu minutach nieprzerwanych mdłości nasi szanowni opiekunowie zatrzymali te machinę śmierci. Wyszedłem z tego piekła ledwie żywy. Siny na twarzy cały czas trzymając się za brzuch.
- Iwan ale było super – zapiszczał kociak wyskakując mi z kieszeni – ja chce jeszcze raz!!!!
- NIET!!!!

$

Po wyjściu a raczej wyczołganiu się i podziękowaniu wszystkim bóstwom świata za ocalenie uznałem, iż dość mam jak na jeden dzień wesołego miasteczka i mimo wyraźnych protestów Polaka zabrałem go stamtąd. Po jakichś trzydziestu minutach wałęsania się po miasteczku w końcu zmalałem odpowiedni adres. Jednak nie mogliśmy od tak tam wparować ani nawet zapukać by dorwać Angola i dowiedzieć się w końcu jak odczarować Łukasiewicza dlatego, gdyż dlatego, bo... uwaga w drzwiach stała wielka trzyosobowa, skórzana kanapa, którą Ameryka mimo natężenia wszystkich swoich nadmuchanych hambuksami mięśni nie był w stanie przepchnąć.
- może coś wam pomóc? - spytałem nieco złośliwie stając tuż za blondynem.
- Ła! - przestraszył się Amerykaniec odskakując nagle – Rosja co ty tu robisz u licha!?
- Wracam z diabelskiego młota – mój uśmiech chyba nie był gorszy od tych jakie prezentowały jego filmowe demony bo Alfred naraz stał się zielony na twarzy.
- Gdzie jest Arthur!? Muszę z nim natychmiast pogadać! - zawołał Feliks wyłaniając mi się z kieszeni.
- Ej czemu ten kot gada to nie Hollywood?
- No i doszliśmy do sedna, chodzi o to, iż Feliks nie wiadomo czemu zmienił się w kota i...
- Chcecie wiedzieć czemu? - zdziwił się USA.
- Nie, to mnie nie interesuje raczej jak go odczarować.
- Mnie też! Chcę być już normalny! - zawołał marszcząc wibrysy kociak.
- aha, a pomożecie mi i Anglii z kanapą? Bo zamówił sobie taką dobra dużą ode mnie tylko no on jest za słaby by ją wciągnąć do domu...
- Alfred pchaj rzesz! Z kim ty do cholery rozmawiasz!? Nie obijaj się tylko do roboty! - dało się słyszeć zniecierpliwiony głos Brytola.
- Poczekaj! Mam posiłki bo i Rosja ma do ciebie sprawę!
- Sprawę? Jaką? Informuję, że się ciebie nie boje i nie zdejmę sankcji mimo breksitu!
- Ja nie o tym!
- No to pomóż z kanapą bo bez tego gadać nie będę... Alfred pchają rzesz w tę dziurę!!!!
Westchnąłem, po czym zaparłszy się obok Stanów Zjednoczonych popchnąłem wraz z nim i ku uciesze siedzącego na podłokietniku Feliksa wepchnęliśmy w końcu to meblisko do domku.
- No dobra zrobione, to teraz...
- Teraz zanieście mi to do salonu skoro już tu jesteście – zakomenderował Wielka Brytania.
- Ale...
- Żadnych „ale” albo to zrobisz albo wam nie pomogę – uśmiechnął się złośliwie Arthur.
- No dalej Iwan przecież to dla ciebie pestka – wziął mnie pod włos rudzielec.
- Ty już mały bądź cicho bo się rozmyśle i cię tu samego zostawię – burknąłem, łapiąc się za drugą stronę wersalki – dobra, no to chodźmy Alfredzie.
No i we dwóch ponieśliśmy sofę do wskazanego przez blondyna pokoju.
- tu? - spytał radośnie United Staids wskazując brodą na miejsce pod oknem gdzie staliśmy.
- Arti, a nie lepiej byłoby postawić to przed telewizorem? - spytał futrzak.
- W sumie, chciałem z tego pooglądać mecze... przestawcie to pod telewizor.
Cztery kroki i gotowe.
- Teraz może być? - spytałem niechętnie.
- Ja bym to przesunął ciutkę w lewo - rzekł Rzeczpospolita czując swoja władzę nad nami dwoma i tym cholernym meblem.
- W sumie, Alfred przestawcie to!
Znów parę kroków z mdlejącymi od wysiłku palcami.
- Tu?
- Nie, jeszcze dwa stopnie w prawo – zażądał Anglik.
Psia jego mać – pomyślałem, ale to jeszcze nie był koniec katorgi. Dopiero po następnej półtorej godzinie „ciutek”, „odrobinek”, „dwóch kroczków” i tym podobnych kanapa w końcu stanęła tam gdzie za pierwszym razem chcieliśmy ją z Ameryką postawić. No ale nic – pomyślałem – najważniejsze że koszmar dobiegł końca. Szkoda, że nie przewidziałem, iż zostaniemy z Feliksem zaproszeni w ramach wdzięczności na angielski obiad. Znaczy nie to ze jestem wybredny albo coś mam do angielskich produktów spożywczych, ale gdy zobaczyłem tę kulinarną katastrofę to te resztki co jeszcze mi zostały w żołądku po diabelskim młocie miały ochotę do samego zapachu zwiać. Szczerze przyznam że w smaku na pewno ośmiodniowy borsuk z drogi byłby lepszy, co tam borsuk on to by był przy tym daniem z pięciogwiazdkowego hotelu. Tu nawet opona samochodowa polana olejem silnikowym byłaby bardziej zdrowa od tego co miałem na talerzu a raczej co wżarło się w talerz i nie chciało dać się pokroić. Na prawdę im dłużej gapiłem się na to COŚ tym dłużej miałem nadzieję, iż to nie dość, że mnie obserwuje to jeszcze zaraz weźmie i wykształci własny ekosystem. Niestety byłem zbyt głodny by dalej deliberować nad posiłkiem i chyba jako jedyny zjadłem ten ten... tego się nawet nazwać nie da choć wedle słów Brytyjczyka było to zwykłe włoskie danie ratatouille z baraniną choć ja tam raczej czułem kurczaka jeśli mogę przyrównać do czegoś smak tych kawałków co z grubsza przypominały mięso, a nie jakieś podgrzane w czarnobylskiej kuchence chwasty.

$

- No dobra fajnie, fajnie, ale jak odczarować Feliksa? - spytałem w końcu, czyszcząc sobie zęby wykałaczką.
- To proste, pamiętacie bajkę o księżniczce i żabie?
- Ej ale ja nie chce by ktoś jeszcze się zmienił w kota! - zapiszczał futrzak.
- Ja nie mówię o produkcji tego kretyna – tu wskazał na Amerykę – tylko o normalną bajkę, pocałunek prawdziwej miłości i tego typu bzdety... Ale przełamują magie.
- A nie możesz odprawić jakiegoś rytuału z pentagramem, solą, świecami albo coś?! - zamilczał żałośnie rudzielec.
- Nie, bo tak tej klątwy na Francisa nie skonstruowałem – odparł Anglik.
A no tak bo zapomniałem wam powiedzieć czemu w końcu Feliks się w kicia zmienił. Otóż już tłumaczę i objaśniam. Jakiś czas wcześniej Francis znów przysłał Alfredowi gołą fotkę z  podpisem o treści „twój kocurek czeka kiciu”. No i Brytania chciał się zemścić więc wysłał zaklęcie mające znaleźć bezczelnego blondyna i ukarać – zmieniając go w sierściucha. A nie ma bardziej bezczelnego blondyna na całej kuli ziemskiej od Polski więc zamiast Francisa klątwa dopadła Łukasiewicza. Resztę dośpiewajcie sobie sami.
- To gdzie ja znajdę teraz księcia co mnie pocałuje z prawdziwej miłości!?
- Nie mam bladego pojęcia – wzruszył ramionami Arthur, popijając herbatkę.

$

- No i co ja teraz zrobię Iwan do końca świata zostanę kotem – biadolił mi zielonooki, gdy przechadzaliśmy się po porcie.
- A może poszukamy jakiejś kotki w rui i ona cię z tej zwierzęcej miłości pocałuje? - zaproponowałem nieśmiało.
- Tylko skąd ty mi nagle wytrzaśniesz kotkę w rui co!? Przecież od tak nagle się  nie pojawi!!!
W tym momencie za nim dostrzegłem obcego kota.
- Feliks przestań miauczeć i odwróć się.
- O kotka z okresem!!! – wytrzeszczył oczy, czując od niej znajomy zapach podpasek, po czym, zostawszy mnie w tyle poleciał do niej.
Ja tam się spodziewałem mruczenia, próby liźnięcia i tych wszystkich uroczych rzeczy co na filmach rysunkowych gdy zwierzęta się kochają. Zamiast tego kotka położyła się wypięła zadek i zaczęła przeraźliwie miauczeć, a gdy nie uzyskała od Feliksa zamierzonego efektu to się na niego rzuciła.
- Iwan! Ratuj! Gwałcą!!! - darł się Polska nim wyciągnąłem go spomiędzy łap wielkiej, otyłej, czarnej jak smoła kotki.
$
- Co my teraz zrobimy - Iwan wymyśl coś!!! - jeszcze tak przerażonego Feliksa nie widziałem, lizał języczkiem rany zadane przez jurną kotkę.
- Mamy tylko jedno rozwiązanie – powiedziałem z pełną powagą w głosie - musimy znaleźć kogoś kto cię kocha czystą miłością bez zwierzęcej pożądliwości. przychodzi ci ktoś taki do głowy? - spojrzałem na swojego kotka z nadzieją
- Nie, chyba nie ma nikogo takiego - zwierzak łypnął na mnie szelmowskim okiem.
- No to na zawsze pozostaniesz kiciusiem - byłem wściekły, czy naprawdę każdy komu się mój Słowianin się spodobał i obdarzył go uczuciem chciał go też....
- Iwan chyba mam! Chyba wiem! - zbieraj się jedziemy do Berlina! - Polak aż piszczał ze szczęścia. Czyżby znalazł wśród swoich wielbicieli kogoś kto go kocha czystą miłością nieskalaną pożądliwością - byłem bardzo ciekaw kogo ma mój Lechita na myśli.
Pobiegłem za znikającym już z mieszkaniu kociakiem. Na lotnisko wpadliśmy w ostatniej chwili - stewardesa nie chciała nam nawet drzwi otworzyć mimo że wymachiwaliśmy jej przed nosem biletami dopiero jak Feluś zrobił tę swoją minkę zbitego kotka z wielkimi oczami ruszyło ją serce i wpuściła nas do samolotu.
Podróż przebiegła bez zakłóceń - zwierzak leżał cały czas na moich kolanach wtulony w płaszcz - Ależ ty masz nerwy Feliks?
$

Wpadliśmy do domu Prus bez ostrzeżenia. Ten oczywiście zaczął coś krzyczeć ale ja w tym momencie nie tego szczekania szukałem.
- Gilbert gdzie jest Brygida!?
- A bo ja wiem pewno je w kuchni obiad, a na co wam ona – zawołał, widząc jak szybkim krokiem lecę tam z Feliksem na rekach.
- Brydzia! - miauknął radośnie kociak gdy suczka oderwawszy się do jedzenia naskoczyła na mnie po czym złapawszy kotka w zęby zdjęła ostrożnie na parkiet, a następnie zgodnie z oczekiwaniami zaczęła całować, oczywiście po psiemu.
Już po pierwszych paru lizach futro Polski zaczęło intensywnie świecić ale to nie poprzeszkadzało wilczycy. Lizała go dalej jak własne szczenie i nawet gdy już Feliks kończył się zmieniać ją to absolutnie nie zraziło.
- No Brydzia wystarczy, starczy kochana – zawołał chichrając się blondyn – Iwan he he he ratuj ona mnie na śmierć zaliże!

$

Kilka godzin potem bawiliśmy się na statku SS. Gold Fish wraz z całą załogą. Piliśmy na umór zwłaszcza Feliks po tak długiej abstynencji musiał nadrobić stracone litry.  Właśnie wracałem  z kolejnymi drinkami a brat PRL'u stał przy burcie i gapił się w gwiazdy gdy podszedł do niego jakiś marynarz też z kuflem w ręku po czym bezceremonialnie jak kobitę uszczypnął w tyłek.
Oho to się teraz zacznie – pomyślałem odstawiając szklanki.
Felek najpierw spokojnie się odwrócił ale nie zobaczywszy mojej facjaty tylko jakiegoś zarośniętego goryla o ciemnej solaryjnej cerze najpierw go zwyzywał tak, że aż uszy więdły (oczywiście po polsku bo jakże by inaczej) potem po angielsku a na końcu dał w mu w mordę lewym sierpowym.
Moja szkoła – pomyślałem, ale szybko zrzedła mi mina gdy dostrzegłem co ma facet napisane na plakietce. Tymczasem Polsza zaakcentował dodatkowo swą dezaprobatę dla tak taniego tandetnego podrywu zręcznym kopniakiem za pomocą którego wywalił delikwenta za burtę.
- Feliks coś ty zrobił to był kapitan idioto! - zawołałem widząc jak w stronę blondyna leci trzech komandosów. O d razu powalili go na ziemię, oczywiście chciałem mu pomóc i jakoś zwaliłem z niego aż dwóch ale gdy pojawili się kolejni no to cóż siła złego na jednego i tak skończyliśmy we niemieckim więzieniu.
- I teraz tak myślę, że gdyby nie to zajście z tym kapitanem to w sumie nie spóźnili byśmy się na ten nasz słowiański zjazd – zakończył swoje opowiadanie Iwan, jednak jego siostry nie wyglądały na usatysfakcjonowane uzyskaną odpowiedzią.
- Iwan przyznaj się – zaczęła Ukraina – zmyśliłeś to wszystko, a tak na prawdę tylko pękła wam opona w maluchu, prawda?
- Nic podobnego prawdę mówię. Feliks na serio zamienił się w rudą kulę futra.
- Wiesz co wania? W to to jeszcze była bym skłonna uwierzyć i w te wszystkie banialuki z terrorystami i w ogóle gdyby nie jeden mały szczegół: TY I ŁUKASIEWICZ NIE JETEŚCIE RAZEM! Nigdy, powtarzam NIGDY za sobą nieprzepadanie a teraz taka wielka miłość. Sorry Iwan nie wiem co ćpałeś ale trzeba było wziąć pół i na prawdę powinieneś przestać pić. Mówię to jako twoja siostra. A teraz won umyć się i ogolić! Wyglądacie jak siedem nieszczęść – zdenerwowała się starsza siostra Federacji Rosyjskiej – a teraz choć Nataszka – Ollena ujęła młodszą siostrę za rękę – muszę się napić bo mój mózg więcej takich banialuków nie wytrzyma – i z tymi słowy poczęła ciągnąć długowłosą do barku przy, którym rozmawiali.
Zaś granatowooka z całej swojej uprzejmości pokazała Feliksowi, iż będzie go obserwować, po czym dogoniła błękitnooką i zamówiła sobie spora porcję piwa Żywiec.
- A nie mówiłem Iwan, że lepiej skłamać o oponie? W to by na bank uwierzyły – westchnął Feliks ukradkiem całując Wanię w policzek.
- Oj tam oj tam...
Related content
Comments: 3

Gurasu-san [2016-08-05 17:48:55 +0000 UTC]

Rozdzialik genialny, jak będzie mi się chciało to mogę ci pomóc z błędami xD Jak mówiłam Ci wcześniej - wolałabym całusa z Iwanem ^^ A co do wesołego miasteczka to szczerze się Felkowi nie dziwię, zawsze kochałam niestraszne domy

👍: 0 ⏩: 1

wilkolak66 In reply to Gurasu-san [2016-08-05 17:51:54 +0000 UTC]

Ja uwielbiałam patrzeć na wyjeżdżających z takich miejsc ludzi i pękać ze śmiechu widząc ich miny
Dziękuje, ojciec mi pomaga z błędami jeszcze dziś wstawię oprawioną wersję.
I dziękuje za komentarz kochana jesteś

👍: 0 ⏩: 1

Gurasu-san In reply to wilkolak66 [2016-08-05 19:29:14 +0000 UTC]

Ja sama lubię takie miejsca, ale tata piszczy jak mała dziewczynka xD
Nie mogę się doczekać ^^
Nie ma sprawy

👍: 0 ⏩: 0