HOME | DD | Gallery | Favourites | RSS

| DusiaS

DusiaS ♀️ [34221451] [2015-01-17 19:44:20 +0000 UTC] (Poland)

# Statistics

Favourites: 420; Deviations: 64; Watchers: 23

Watching: 42; Pageviews: 10091; Comments Made: 1241; Friends: 42


# Comments

Comments: 1705

HopeSunset [2016-01-18 22:18:39 +0000 UTC]

Hej! Mam nadzieję, że wkrótce wejdziesz! Naszych bohaterów czeka wyzwanie - muszą odnaleźć mordercę mieszkańców wioski. Tak naprawdę nie wiadomo, w którym on może być wymiarze...

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-18 16:11:14 +0000 UTC]

Wszystko w porządku?

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-16 12:26:46 +0000 UTC]

Hej, szo tam słychać?
Znalazłam wczoraj zdjęcie z występu. Dziwnie na nim wyszłam XD
BTW: W poniedziałek mam badanie wzroku, więc trzymaj kciuki

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-07 17:54:56 +0000 UTC]

Brakuje mi naszego roleplay'u, ale niedługo mam ferie, więc będziesz mogła pisać do mnie o każdej porze dnia i nocy XD BTW: Zrobiłam wszystkich 376-ciu członków Windsong XD

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-05 22:05:46 +0000 UTC]

Wprowadzam pewne poprawki do historii Kalani, gdyż pominęłam parenaście dzieciaków

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-05 21:51:24 +0000 UTC]

Zapomniałam wspomnieć w historii - poza Erin, Kalani adoptowała jej siostrę-bliźniaczkę, Orelię.

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-05 19:59:09 +0000 UTC]

Hejo!

Więc... Wstałam dziś trzęsąc się z zimna. Na szczęście znalazłam sposób na zabranie się z gitarą i torbą. Byłam mega zdenerwowana i cały dzień okropnie mnie bolał brzuch!

Kiedy tylko dotarłam do szkoły, poszłam sprawdzić aulę. Wczoraj kompletnie nie miałam czasu uczyć się na matmę. Miałam granatowe jeansy, błękitną bluzkę i czarną bluzę. Drzwi były zamknięte, więc oba Polaki spędziłam z moją klasą.

Przez następne dwie godziny ćwiczyłam, rozmawiałam z ludźmi(okropnie tęskniłam za Natalią! tak bardzo bym chciała, żeby była z nami!) lub czekałam na swoją kolej. Było 11 uczestników, prawie same zespoły, więc... Cóż... Niestety, nie zdążyłam prześpiewać całej piosenki, bo zwyczajnie nie mieliśmy czasu. W trakcie śpiewu jakiś chłopak poczochrał mi włosy! XD Mikrofony okropnie piszczały i miałam tylko nadzieję, że w trakcie występów będą lepiej pracować... Och, jak bardzo się myliłam...

Wszyscy uczniowie weszli i się rozpoczęło. Tak, jak każdego roku - dziewczyna mówiła po angielsku, chłopak po niemiecku. Jeśli mam być szczera - występy były słabsze niż rok temu! Również myślę, że to jest niesprawiedliwe, że możesz śpiewać z więcej niż jednym zespołem - jeżeli schrzaniłaś swój występ, nie powinnaś mieć prawa zaśpiewać z innym zespołem i być dopuszczona do finału, ok!? Za wyjątkiem mnie, jeszcze jedna dziewczyna śpiewała po niemiecku, jednak ona też się nie dostała. Lecz dostali się: dwa mega słabe zespoły + jeden mocniejszy(chociaż ta dziewczyna...) + chłopak z najbardziej zajefajnym głosem na świecie! Myślę, że nie jest mu potrzebna konkurencja - i tak zmiażdży ich w finale! Tańczył i nawet zeskoczył ze sceny! Choć śpiewał z podkładem, jego występ nadal był super! Och, tak bardzo bym chciała, abyś mogła go zobaczyć w akcji!

Niestety, nie tylko w trakcie mojego, ale też w trakcie innych występów mikrofony piszczały, więc prawie całkowicie je wyciszyli(wyglądało to, jakby wokalista udawał, że śpiewa piosenkę, którą gra zespół), zamiast je wymienić! Co za wtopa! Kiedy zaśpiewałam "Man fuhlst du dich als Fremder", nikt nie mógł mnie usłyszeć! Przynajmniej tym razem było więcej czasu na przygotowania, więc gitarę było dobrze słychać(w przeciwieństwie do powiatowego!). I te kolorowe światełka jak zwykle były mega!

Jak tam mój występ! Choć mieliśmy problemy z nagłośnieniem, jestem z niego bardzo zadowolona! Naprawdę! Prawie nie miałam czasu się przygotować(nawet spędziłam cały wieczór ćwicząc, zamiast uczyć się matmy) i podoba mi się to, jak wyszło! Może chwilami mnie nie słyszeli, ale najważniejsze jest, że ja sama siebie słyszałam, więc mogłam przejąć kontrolę i zaśpiewać oraz zagrać wszystko tak czysto, jak tylko się dało. Ludzie! Granie na gitarze i jednoczesne śpiewanie jest MASAKRYCZNIE trudne i wymagające!

Później spędziłam w szkole jeszcze dwie godziny i wróciłam wykończona do domu. Trudnością nie tylko było uporanie się z mikrofonami, ale też z okropnym bólem brzucha. Przez moment myślałam, że nie dam rady, ale na szczęście przetrwałam całe 8 godzin!

PS. W trakcie konkursu spadł śnieg!

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-03 18:28:41 +0000 UTC]

Hej, Dusia! Podjęłam challenge - narysować/zrobić za pomocą jakiegoś kreatora 376 członków Windsong! XD

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-01 16:34:08 +0000 UTC]

Jak się podobało opowiadanie?

👍: 0 ⏩: 1

DusiaS In reply to HopeSunset [2016-01-01 22:11:03 +0000 UTC]

Zajefajne

👍: 0 ⏩: 1

HopeSunset In reply to DusiaS [2016-01-01 22:19:22 +0000 UTC]

dzięki! naprawdę się napracowałam przy nim! mam nadzieję, że to pomoże lepiej zrozumieć Kalani

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2016-01-01 16:33:58 +0000 UTC]

Kalani i Delilah mają teraz te złote znaczki na czole(tak samo, jak ich siostra). Po prostu zdecydowałam, że skoro wywodzą się z pustyni, niech przypominają te plemiona. Mają też tatuaże na rękach, nogach. Sabrine ma jeszcze na szyi, a bliźniaczki na dole pleców.

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-30 14:04:07 +0000 UTC]

Rozdział XII

Ja i Delilah opowiedziałyśmy Sabrine o naszych losach. Miała przyjaciółkę, imieniem Christine, rozwódkę z 30 małymi córeczkami, która była dla niej jak siostra i my również szybko bardzo ją polubiłyśmy! Na dodatek, dzieci Sabrine studiowały biologię i chemię na uniwersytecie, ale najmłodsi członkowie naszych plemion zostali wysłani do Akademii Wojskowej! I zgadnijcie co? Ja, Delilah oraz nasze dorosłe dzieci(i nie tylko dzieci!) znaleźliśmy pracę w tym samym szpitalu! Czyż życie nie jest piękne!?

Sabrine mieszkała w Nithal przez bardzo długi czas, kiedy któregoś dnia poznała The Dreams - zespół złożony z rodzin i przyjaciół, i zaczęła śpiewać oraz zamieszkała razem z nimi w Tuzmer, zdobywając nazwisko "Dream"! I zgadnijcie co? Ja i Delilah również zdecydowałyśmy się do nich dołączyć, razem z naszymi plemionami!

Teraz jestem członkinią The Dreams od około dwóch tygodni. Mam wielu wspaniałych przyjaciół i zostałam ciocią wielu dzieciaków! Sabrine ma całkiem fajne córki i nie żałuję niczego, gdyż cała ta droga poprowadziła mnie do cudownego, szczęśliwego końca! Nigdy nie zapomnę wszystkich ludzi, których poznałam w trakcie mojego życie i będę zawsze im wdzięczna za bycie poszczególnymi częściami mojego życia! Dzięki nim mogę być dzisiaj tym, kim jestem! Kiedy Sabrine idzie na zakupy z Christine, ja i Delilah idziemy popływać i robimy wszystkie te rzeczy, które siostry robią... Razem! Ciężko mi dzisiaj sobie wyobrazić, że w pewnym momencie życia byłyśmy bliskie pozabijania się! Moja praca jest bardzo satysfakcjonująca, a Evan jest najlepszym mężem, o jakiego mogłabym poprosić! Houdini jest całkiem fajnym szwagrem, zawsze mogę na niego liczyć! Chociaż moje życie nie zawsze było tak barwne, jestem wdzięczna losowi za te wszystkie wybory, decyzje, przygody. Nauczyły mnie wielu ważnych rzeczy jak "ciesz się małymi chwilami"! I wiecie co? JESTEM szczęśliwa! Nie mogę się doczekać kolejnych wyzwań w moim życiu! Teraz wiem, że nie będę więcej sama!

THE END

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-30 13:56:22 +0000 UTC]

Rozdział XI

"Czy ty też to widziałaś?" Delilah wyglądała na zdziwioną i zarazem zmartwioną.
"Tak..." wewnątrz nie byłam pewna, czy to była jakaś halucynacja, sen, czy rzeczywistość...
"Sabrine..." szepła.
"Czarne włosy, ale nadal te same morskie oczy..." odparłam, niepewna, co robić.
"Powinnyśmy za nią podążyć?"
"Nie wyglądała na zadowoloną... Uh... Chodźmy!"
Ale za wydmą nikogo nie było...
"To wszystko twoja wina!" wrzasnęłam w złości.
"Kalani, przestań! To NASZA wina! Dbała o nas, a teraz żeśmy ją zawiodły! Musimy ją znaleźć, jednak - na sam początek - zaprzestańmy tych głupich walk nim ktoś ucierpi!"
"Masz... Masz rację... Jesteśmy siostrami... Nie powinnyśmy się tak zachowywać! Bardzo cię przepraszam, Delilah..."
"Spójrz - jakieś duże miasto w oddali! Może ona tam jest?"

Następnego dnia nasze plemienia się razem spotkały. Mieliśmy ze sobą torby ze spakowanymi rzeczami, tak na wszelki wypadek, jakbyśmy musieli tam zostać na więcej niż dwa dni.
"Idziemy!" rozkazałam.

Miasto było duże. Nazywało się Nithal. Zarezerwowaliśmy prawdopodobnie wszystkie pokoje w zajeździe i zdecydowaliśmy się poczekać...

Następnego ranka podpytałam paru ludzi o szpital i poszliśmy w jego kierunku. Były dwa osobne budynki: jeden dla normalnych pacjentów, a bliźniaczy budynek był... Szpitalem psychiatrycznym!... Sabrine była ortopedą, więc wybrałam północny budynek. Wkrótce, Delilah dołączyła, jedząc kanapkę. Czekałyśmy przez około dwie godziny, dwa kroki od wejścia.

Wreszcie, czarnowłosa kobieta pojawiła się w oddali i radośnie pobiegłyśmy w jej stronę!...
"Sabrine! Sabrine!" w naszych sercach zagościła radość!
"Kalani! Delilah! Uh... Jeżeli zamierzacie się żreć ze sobą, lepiej, abyście odeszły zanim..."
"Nie! Nie jesteśmy wrogami!" zaczęłam.
"Dlaczego powinnam ci wierzyć?"
"Ponieważ kochamy cię, siostrzyczko!" Delilah odparła.
"I się kochamy wzajemnie! Musimy trzymać się razem! Gdzie byłaś przez ten cały czas!?"
"Wyjaśnię wam później. Po prostu... Dajcie mi adres waszego zajazdu i przyjdę po dyżurze, okej?"

Wiele godzin później, wreszcie miałyśmy okazję, aby porozmawiać! Sabrine pozostała z rodzicami aż do ich śmierci, okropnie za nami tęskniła! Któregoś dnia wyszła za mąż i miała z nim... 40 córek(urodzonych na raz!). Były blade, tak, jak ich matka, ale również miały skrzydła i były nieśmiertelne. Niestety, małe anielice zostały zatrzymane przed starzeniem się w wieku najmłodszych dzieci moich i Delilah! Ludzie! Sabrine miała kupę roboty, zwłaszcza, że rozwiodła się wkrótce po tym, jak jej córki przyszły na świat i ich ojciec zaginął ze swoją nową partnerką! Ja i Delilah obiecałyśmy jej pomóc.

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-30 13:46:30 +0000 UTC]

Rozdział X

Tego dnia wstałam. Evan przywitał mnie z dużym buziakiem! Jego proste, złote włosy błyszczały w słońcu, kiedy wyszliśmy na powierzchnię podziwiać jego pierwsze płomienie. Nie mogłam z tego, jak piękne były jego srebrne oczy! Gdybym tylko mogła, patrzyłabym na nie... Bez końca!
"Jak spałaś, kochanie?"
"Bardzo dobrze, gdyż spałam u twojego boku!"

Poszliśmy polować całym plemieniem. Nagle, dostrzegliśmy dziwną postać w oddali... Chłopak miał dość dużą, orzechową grzywkę na jednym boku i piwne oczy. Nie był sam - nim mogłam cokolwiek powiedzieć, kobieta z jasno-morskimi oczami pojawiła się u jego boku... I tą kobietą była moja siostra, Delilah!...
"Delilah!" pobiegłam radośnie w jej stronę i uściskałam.
"Kalani! Co ty tutaj robisz!? To jest terytorium plemienia The Night Whispers!"
"Nie dbam o to, czyje to jest - Delilah, to... To naprawdę ty? Siora, tęskniłam okropnie za tobą!"
Mężczyzna spojrzał się na nas, niepewny, co powinien zrobić...
"To mój mąż, Houdini. Och, masz nastolatków i dzieci, prawdopodobnie zatrzymane przed starzeniem, hę? Jak uroczo! Hej - jak duże jest twoje plemię! Tutaj jest 70-ciu z nas! I zgadnij co? Jestem babcią!"
"Jestem prababcią i - jest 376-ciu z nas!"
"Wow! Dużo!"
Evan podszedł.
"To mój mąż, Evan. Uh... Delilah? Dlaczego nie próbowałaś mnie znaleźć?"
"Um... Kalani... Widzisz... Musiałam uciekać..."
"Uciekać?"
"Tak..." jej twarz wyrażała zakłopotanie. "Wkrótce po tym, jak odeszłaś, zakochałam się w Houdini'm... Nasi rodzice znaleźli nas, jak się całowaliśmy i próbowali go zabić!"
"Okropność! Gdzie była Sabrine!?"
"Spała... Myślę, że pozostała z rodzicami do ich śmierci. Przykro mi, Kalani, ale nie żyją - stary wiek, wiesz, jak to jest..."
"Och..." czułam się trochę przygnębiona, gdyż nadal ich kochałam! "Gdzie nasza siostra?"
"Szczerze? Nie wiem! Um... Kalani? Czy dorośli członkowie twojego plemienia podążyli w twoje ślady i ukończyli medycynę?"
"Tak, członkowie Windsong ruszyli w moje ślady. Twoi prawdopodobnie mają tą samą specjalizację, co ty, hę?"
"Tak się cieszę, że ciebie widzę i odezwę się później, ale... Czy mogłabyś pozwolić nam tu polować? Jesteśmy głodni!"
"Przykro mi, Delilah, lecz... To NASZE terytorium!"
"Nie! Jestem pewna, że nie!"
I oto, jak zostałyśmy najgorszymi wrogami!

Pięć lat później ja i Delilah nadal walczyłyśmy ze sobą. Bitwy były długie i brualne... Któregoś dnia, w trakcie jednej z nich, dostrzegliśmy wysoką postać kobiety... Zdawało się, że chciała zacząć nowe życie, więc przefarbowała włosy na czarno... Ale te morskie oczy nie kłamały - to była Sabrine, przyglądająca się nam zła i zawiedziona przez dłuższy czas!... Nim mogłyśmy krzyknąć, czy nawet pobiec do niej, zniknęła za wydmą...

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-30 13:36:25 +0000 UTC]

Rozdział IX

Dziesięć lat po pogrzebie Ernesto, Naxia i Linda obie zaszły w ciążę. Myslę, że moje córki doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że nasze plemię musiało rosnąć, więc zdecydowały się pomóc mi. Naxia miała trojaczki: Nikitę, Lenę i Rudo. Linda miała sześć córek: Sarabi, Safurę, Armanitę, Juarez, Miley i Venus. Zaadoptowałam dziewczynkę imieniem Alishia. Następnym adoptowanym dzieckiem była dziewczynka o imieniu Adele. Kiedy tylko wkroczyła w dorosłość, miała cztery córki: Baylee, Elainę, Fridę i Andreę. Zaadoptowałam bliźnięta. Kompletnie się od siebie różniły! Na imię im było Irina i Ren. Kiedy tylko Irina ukończyła 18 lat, urodziła pięć córek(prawie niemożliwe było rozróżnienie ich!): Charissę, Chelsee, Cindy, Clarę i Chidike. Następnie zaadoptowałam kolejne bliźniaki, kompletnie różne od siebie... Znowu! Na imię im było Elena i Youssarian. Będąc dorosłą kobietą, Elena miała czwórkę dzieci: Xavier'a, Zuko, Artemis i Helene. Wiedziałam, że moje plemię potrzebowało rosnąć, więc dwa razy zaadoptowałam czworaczki. Pierwsze to: Zaria, Queenie, Eula i Adira, kolejne: Madison, Lindsee, Avery i Vanya. Wkrótce zaadoptowałam dziewczynkę, Erin.

Któregoś dnia zakochałam się w chłopaku o imieniu Evan. I zgadnijcie co? Był aniołem/człowiekiem/potomkiem pustynnych plemion, nieśmiertelną hybrydą, mającą również skrzydła! Szybko się pobraliśmy i jesteśmy razem aż do dzisiaj!

Nasze plemię się rozrosło...
1. Brian i Brianna, podobne bliźniaki, byli naszymi pierwszymi dziećmi!
2. Danita urodziła się jako kolejna!
3. Następne podobne bliźnięta: Sven oraz Svenja!
4. I kolejne podobne bliźniaki: Victor i Victoria!
5. Miła dziewczynka imieniem Melissa!
6. Angelica, Cornelia, Elyon, Jenna i Diana.
7. Thomas, Tamia i Talia(podobne trojaczki!).
8. Tabitha, Hinata, Zaphod i Basil.
9. Ozzie, Cazanna, Holly, Patrick i Domenika.
10. Natasha i Nadine(bliźniaczki - trochę do siebie podobne).
11. Luna.
12. Jerry i Felice(kompletnie różni!).
13. Gabrielle i Zac(kompletnie różni... Znowu!).
14. Brianna urodziła: Tamarę, Lorelai, Kimberly, Natalie, Athenę i Otylię.
15. W tym samym czasie Svenja miała: Bellę, Carlę, Subirę, Ramilę, Mirembe oraz Mirę.
16. Było "Baby Boom", więc Victoria miała: Neytiri, Leonę, Lynn, Sophie, Angie i Juliette.
17. Danita miała identyczne czworaczki: Patty, Paige, Penryn i Polly.
18. Melissa miała córkę imieniem Stella.
19. Luna nie chciała być gorsza, więc Eleusine, Flower, Nicole i Aliyah przyszły na świat!
20. Lauren, bardzo opiekuńcza i kochana córka, najlepsza niania w plemieniu!
21. Layla, Sonya, Willow i Nelly.
22. Molly, Kelly, Melanie, Lorainne, Kinley, Chaka i Camillo.
23. Bardzo podobni do siebie chłopcy: Aaron, Adair, Alan, Albert, Alannis i Alden.
24. Identyczne dziewczyny: Alanna, Alease, Alexandra i Alicia.
25. Axel.
26. Trisha.
27. Stella dała mi pierwsze i jedyne zarazem prawnuki: Alinę, Alivię, Alphę, Kim, Sharon i Crystal.
28. Kiara(adoptowana).
29. Nick(adoptowany).
30. River i Lana(różne od siebie).
31. Larissa i Winona(różne od siebie).
32. Winter i Wiley(podobne do siebie).
33. Lea i Lexa(podobne do siebie).
34. Kaya i Maya(identyczne!).
35. Lisa i Lyra(identyczne!).
36. Samantha(różne od sióstr), Lollita i Loretta.
37. Quintella(różna od reszty), Rachel i Ramona.
38. Nina, Mercury, Zahira i Reagan.
39. Savim, Rhian, Raila, Robin i Rona.
40. Rosalina, Rosette, Alyssa, Rowena, Selena, Salina, Samara.
41. Sandra, Lucas, Scarlet, Scott, Saphira, Sean.
42. Adoptowane czworaczki: Sera, Sariandi, Elroy i Dexter.
43. Erica, Estella, Mitch oraz William.
44. Kiara miała podobne czworaczki: Ettę, Eunice, Forest'a i Franklyn'a.
45. Flora, Faith i Gwen(trochę inna niż siostry).
46. Cassiopeia(imię od jednej gwiazdy), Galaxy, Emerald(mój ulubiony kamień), Eric i Marley.
47. Marcelin i Frederic(kompletnie różni od siebie!).
48. Kamaya, Aiden i Jess.
49. Jim, Jocelyn i Joyce - moje podobne trojaczki!
50. Julian(kolor włosów i oczu kompletnie różny niż u sióstr), Kaitlyn i Kasandra.
51. Adoptowane czworaczki: Kayden, Keith, Theresa i Blaze.
52. Chloe, Keira, Billy i Cecilia.
53. Jeremy, Cedric, Carrie i Synthia.
54. Adoptowane, podobne do siebie bliźnięta; Daisy i Damian.
55. Lauren urodziła dzieci, które zatrzymały się na wieku 16 lat z powodu zmiksowanej krwi: David'a, Clyde'a, Lydię, Amarillę, Darlę, Davinę i Delicię.
56. Urodziłam sześcioraczki w tym samym czasie i zgadnijcie coś? Również został uniemożliwiony ich wzrost! Ich imiona to: Zula, Zira(podobna do Zuli), Amy, Gaila, Taranee, Olymphia i Phillippa.
57. Później miałam kolejne dzieci, które zatrzymały się na 14 latach: Gypsy, Gilbert'a, George'a, Karim'a i Korinnę.
58. Kiedy pięcioraczki były małe, ja i Evan znaleźliśmy porzuconego noworodka na ulicy. Nazwaliśmy ją Heidi i zgadnijcie coś? Również się zatrzymała na 14 latach!
59. Pewnego razu urodziłam dzieci, które wymieszały się z adoptowanymi noworodkami, znalezionymi w jaskini, gdzie rodziłam(kompletnie nie potrafię odróżnić, które z nich to moje biologiczne córki!): Allia, Branda, Celestia, Daria, Elodia, Fiona, Gloria, Hayana, Isla, Jessica, Karisa i Lottia. Zatrzymały się w wieku 10 lat.

Miłość moja i Evan'a wzrastała każdego dnia. Wszystkie z moich dzieci otrzymały kolor skóry i skrzydła po mnie i stały się nieśmiertelne, nie ważne, kto był ich ojcem! To samo stało się z tymi adoptowanymi, moimi wnukami i prawnukami. Czy możecie w to uwierzyć? Ponieważ ja i Evan mieliśmy pełne ręce roboty, a dzieciaki miały więcej nie urosnąć, zdecydowaliśmy się zaprzestać powiększać plemię Windsong. Skyler stał się głową wartowników, a reszta również zajęła fajne pozycje. Dorośli członkowie naszego plemienia ukończyli medycynę i zostali hematologami, tak, jak ja! Na dodatek, nauczyłam ich wszystkich grać na gitarze i na fortepianie! Nareszcie! Myślę, że nasze życie byłoby idealne, żeby nie pewna rzecz z przeszłości czekająca na właściwy moment, żeby nadejść i obrócić nasze życie w koszmar!...

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-30 12:56:06 +0000 UTC]

Rozdział VIII

Byłam świadoma tego, że Ernesto starzał się, jednak - będąc elfem - mógł żyć o wiele dłużej niż ludzie, więc nie musiałam się aż tak obawiać, że nie będę mieć wystarczająco czasu na nacieszenie się nim... Na dodatek, jako liderka plemienia miałam pełno roboty, gdyż było pośród nas coraz więcej dzieci!... Na szczęście, mieliśmy okazję wziąć ślub nim mój brzuszek się powiększył, hehe! Na początku urodziła się mała dziewczynka, Grace. Następnie, wkrótce po jej pierwszych urodzinach, zaadoptowaliśmy dziewczynkę o imieniu Emma. Na dodatek, urodziłam kolejną córkę o imieniu Savannah. Później zaadoptowaliśmy dwie parę bliźniąt - Rainę i Xenę, i Arnolda oraz Elvis'a. Żadne z nich nie wyglądały identycznie! Kiedy tylko Xena i jej siostra skończyły 18 lat, obydwie urodziły i zgadnijcie co? Ani trochę się na nie nie gniewałam! Xena miała czworaczki: Avril, Janelle, Aurorę i Zannę. Raina miała sześcioraczki: Kalahari, Lekę, Ingę, Celię, Dakotę i Manilę. Wkrótce po ich drugich urodzinach miałam podobne do siebie bliźnięta - Ryan'a i Ryanę! Następnie urodziłam córkę o imieniu Elise. W wieku 18 lat miała siedmioraczki: Megan, Dahlię, Christinę, Dani, Lucy, Zavannę i Celine. Zaakceptowałam je. Wkrótce miałam pięcioraczki: Agnes, Lily, Katy, Donę i Dinę(te dwie ostatnie były bardzo do siebie podobne!). Następnie zaadoptowałam dziewczynkę o imieniu Evelyn i rok później miałam kolejną córkę - Summer. Kiedy zaszłam po raz kolejny, zaadoptowałam Adannę i później urodziłam Gaię. Później miałam jedną córkę o imieniu Charlotte. Następne moje dzieci były bliźniakami, kompletnie różnymi od siebie!... Nazwałam ich John i Linda. Później miałam trzech chłopców, Simon'a, Zaver'a i Wilson'a. Myślę, że wcześniej nie miałam samych chłopców w "miocie"... Ale później urodziłam śliczną dziewczynkę, Naxię. Później miałam znów trzech chłopców: Ewart'a, Lucian'a i Lewis'a. Zdecydowałam się zmienić prawo w naszym plemieniu i pozwoliłam wszystkim kobietom mieć dzieci! Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo się moje córki ucieszyły! Nasze życie byłoby idealne, żeby nie pewien dzień...

W naszym świecie występowały ogromne jastrzębie - nawet sobie nie wyobrażacie, jak agresywne były! Odwiedzały pustynię często podczas zimy, ale jeszcze ich nie spotkałam, póki ja i Ernesto nie poszliśmy na ryby...

Mieszkaliśmy w nowym, podziemnym domu. To ja podjęłam decyzję o przeprowadzce, gdyż chciałam zacząć nowe życie u boku Ernesto. Ponieważ była pora sucha, jezioro było małe. Nasz dom znajdował się na sawannie, ale często odwiedzaliśmy pustynię, by przywrócić wspomnienia. Czasami zastanawiałam się, co też porabiają moje siostry i miałam nadzieję je kiedyś znowu ujrzeć...

Nagle, Ernesto dostrzegł coś na niebie - to był przeogromny jastrząb, szukający śniadania! Szybko porwał moją dłoń i pobiegliśmy przez wydmy, jednak droga była długa... Ponieważ nie miałam zbyt dobrych butów do biegania, potknęłam się i upadłam na piach! Nasz największy wróg to dostrzegł i leciał teraz moją stronę!... Wtem Ernesto stanął mu na drodzę i osłonił mnie własnym ciałem!... Przez chwilę byłam w zbyt wielkim szoku, by zdawać sobie sprawę z tego, co się właśnie działo, jednak nagle dostrzegłam jastrzębia atakującego Ernesto, więc chwyciłam mój łuk i wystrzeliłam!... Ptak upadł martwy na piasek. Spojrzałam na dół... Dwa kroki ode mnie leżał Ernesto. Nawet więcej - okropnie krwawił z rany na prawym boku!... Szybko go wzięłam na plecy i pobiegłam w stronę naszego domu!...

Mieszkaliśmy bardzo blisko wioski. Strażnicy dostrzegli mnie i pomogli go zabrać do szpitala.

Chodziłam z kąta w kąt... Wszystkie dzieciaki czekały razem ze mną w holu. Lekarz wyszedł do nas.
"Czy... Czy on to przeżyje?" zapytałam rozstrzęsiona.
Opuścił głowę i pozwolił mi wejść do środka.
"Ernesto!" pobiegłam w stronę jego łóżka ze łzami w oczach. "Przepraszam! Gdybym tylko wiedziała..."
"Ciii..." położył swój palec na moich ustach. "Twoje plemię cię potrzebuje! Nasze dzieci cię potrzebują! Musiałem cię ratować!"
Łza kapła mi z oka...
"Ty... Uratowałeś mi życie!... Dziękuję! Kocham cię!"
"Ja ciebie też, Kalani! Proszę, opiekuj się dziećmi! Żegnaj!..."
"Czekaj... Co!?" a następnie usłyszałam bardzo głośny dźwięk i - wiedząc, co to oznacza - rozpłakałam się... Lekarze weszli do pokoju i kazali mi poczekać w holu...

Po dwóch godzinach wreszcie ktoś wyszedł.
"Um... Pani Kalani?"
Uniosłam lekko głowę.
"Co... Co z nim? Kiedy będę mogła go wreszcie zobaczyć? Czy wszystko z nim w porządku?"
"Przykro mi..." doktor obniżył głowę. "Stracił sporo krwi... On... On nie przeżył..."

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-30 12:37:18 +0000 UTC]

Rozdział VII

"Kim... Kim jesteś? Co robisz na naszym terytorium!?" zapytałam się obcego. Nie miałam przy sobie żadnej broni, lecz on miał łuk.
Elf się uśmiechnął.
"Wow! Ja śnię czy to są najlepsze łowy w moim życiu?"
"Co masz na myśli!?" zaczęłam się obawiać.
"Właśnie złapałem piękną dziewczynę! Zadowolona z odpowiedzi?"
"Sorry - ja i mój przyszły narzeczony idziemy wybrać dzisiaj pierścionek! Jesteś spóźniony! Och - i jestem za stara dla ciebie!"
"Lubię starsze dziewczyny!" z jakiegoś powodu nie potrafiłam się na niego gniewać po usłyszeniu tej odpowiedzi...
"Och, naprawdę?"
"Naprawdę!"
"Więc... Gdzie on jest?"
"Wybiera właśnie garnitur!"
"Um... Wiesz co? Nie jestem pewien, czy już to dostrzegłaś, ale w okolicy jest piękny wodospad..."
Spojrzałam się na niego, niepewna co robić. Dlaczego powinnam właściwie się zajmować... Najprzystojniejszym elfem jakiego kiedykolwiek widziałam!? Na dodatek, te stworzenia mogły żyć ponad 1000 lat!
"Tak przy okazji - jestem Ernesto."
"Och... Jestem Kalani. Um... Czy mógłbyś mi pokazać, gdzie jest ten wodospad?" z jakiegoś powodu nie mogłam oprzeć się pokusie odejścia z obcym... Jak bardzo będzie się Garred obawiał, jeśli nie wrócę... Przez jakąś godzinę?
"Podążaj za mną!"

Ja i Ernesto szliśmy przez ponad pół godziny. Kiedy tylko dostrzegliśmy dużą jaskinię, zatrzymaliśmy się...
"Okej - gdzie jest twój wodospad? Powiedziałeś, że będzie tutaj przepiękny wodospad!"
"Mam ze sobą coś ładniejszego..."
Zarumieniłam się.
"Nie... Ty... Ty kompletnie nic nie rozumiesz... Jestem hybrydą, matką, babcią..."
"Widzę, ale nie mogę się utrzymać moich oczu z daleko od..."
"Przestań!"
"Jesteś najpiękniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek widziałem!"
"Kompletnie mnie nie znasz!"
"Nie dbam o to!"
W jego spojrzeniu było coś hipnotyzującego...
"Droga, Kalani, przez ponad trzydzieści dni szukałem nowego domu. Jeżeli dasz mi szansę, dzięki mnie przeżyjesz fajny dzień!"
"Jesteś beznadziejnym zalotnikiem, wiesz?"
Parsknął śmiechem, po czym... Wyłożył czerwone wino, które było ukryte wewnątrz jaskini!
"Wybacz, nie mam na razie nic lepszego. To mój tymczasowy dom."
"Dobra, dobra, przygotuję filiżanki, jeśli mi pozwolisz!"
"Oczywiście, piękna damo!"
Wiedziałam, że źle postępowałam i nie byłam lojalna Garred'owi, ale... Było w Ernesto coś, co sprawiało, że za nim podążałam i go słuchałam...

Wypiliśmy trochę czerwonego wina. Opowiedziałam mu swoją historię. Przez chwilę nie był w stanie uwierzyć, że tak niewinna dziewczyna mogła przeżyć takie piekło! Chociaż prawie go nie znałam, głos wewnętrzny powiedział: "Kalani, dobry wybór!" Nagle, usiadł przede mną, bliżej niż kiedykolwiek przedtem. Następnie, jego usta zaczęły się zbliżać ku moim... Nie można było tego w żaden sposób uniknąć - po prostu zamknęłam oczy i czekałam aż usta elfa dotkną moich... Przez moment nie byłam głową plemienia, matką, babcią, głową rodziny... Byłam po prostu tą 18-letnią dziewczyną, która tylko chciała mieć szczęśliwe życie...

Ja i Ernesto całowaliśmy się przez długie chwile... Nie miałam tak romantycznych, delikatnych, wspaniałych pocałunków od śmierci Mark'a! Chociaż elf był wciąż obcy, nie mogłam więcej wyobrazić sobie mojego życia bez niego! Nagle, przewrócił mnie i zgadnijcie co? Głos wewnątrz mojej głowy powiedział: "Nie opieraj się! Wiem, że to lubisz, Klaani! Pozwól mu się jeszcze raz pocałować!" A następnie całował mnie ciągle i ciągle, w kółko, tak, jak Mark tej ostaniej nocy...

Następnego dnia wstałam i ziewnęłam. Uśmiechnęłam się - nie czułam się tak od śmierci Mark'a! Rozejrzałam się ponownie i zdałam sobie sprawę, że nie jestem w domu!...
"O, nie!" szepłam, po czym odwróciłam głowę i ujrzałam mężczyznę u mojego boku - nie, to nie był Garred!... "Ernesto! Ernesto! Wstawaj!"
"Uh... Kalani?" otworzył oczy. "Która jest?"
"Ernesto! Muszę iść! Mam w domu małe dzieci! Wstawaj! Szybko!"

Biegliśmy przez pustynię tak szybko, jak tylko się dało. Wtem zauważyłam Garred'a rozglądającego się i stojącego bardzo blisko wejścia. Czemuś się przyglądałam... I tym "czymś" byłam ja...
"O, nie!" biegłam nawet szybciej, po czym znalazłam się tuż przed nim. "Garred!"
"Kalani? KALANI! Ludzie! Co się z tobą działo!? Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się martwiłem!"
"Ja... Przepraszam..." czułam potworny wstyd!
Gdyby rzeczy nie wyglądały wystarczająco źle, Ernesto zaczął się zbliżać...
"Kto... Kto to jest?" Garred przyglądał mu się przez parę chwil. Chyba znał już odpowiedź...
"Jestem Ernesto."
"Kalani! Wytłumacz mi to!"
"Garred... Ja... Przykro mi... Nie chciałam cię zranić, ale..."
"Ale kochasz go, prawda?"
Zarumieniłam się.
"T-tak..."
Ernesto się uśmiechnął.
"Ja ciebie też, Kalani."
"Co!?" zdawało się, że Garred nie mógł uwierzyć własnym uszom. "Ty... Zdradzałaś mnie przez cały czas!?"
"Nie... Ja... Poznałam go wczoraj... Po czym..."
"Uh, nie musisz zdradzać mi szczegółów!"
"Tak mi przykro, Garred... Kocham cię, jednak..."
"Kochasz go bardziej, prawda? Ludzie! Kalani, ty go nawet nie znasz!"
"Wiem, lecz... Nic na to nie poradzę, że moje serce zawsze bije szybciej, ilekroć go widzę!"
Ernesto zdawał się być usatysfakcjonowany moją odpowiedzią.
"Nie planowałam tego, przysięgam!"
"Kalani!... Czy ty... Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mnie zraniłaś!? Co na to powiedzą nasze dzieci!?"
"Ja... Nie wiem..."
"MYŚLAŁEM, ŻE BĘDZIEMY ZE SOBĄ NA ZAWSZE! MIELIŚMY WYBIERAĆ PIERŚCIONEK ZARĘCZYNOWY!"
"Tak mi przykro, Garred..."
Jednak on stracił panowanie nad sobą i rzucił się na Ernesto! Próbowałam ich powstrzymać, ale nic z tego. Nagle, Ernesto wyciągnął swój łuk...
"Ernesto, przestań!" wrzasnęłam ze łzami w oczach.
"Wynoś się stąd!" głos elfa miał więcej pewności w sobie niż kiedykolwiek przedtem!
"Dobra, dobra... Kalani - twój wybór! Jeżeli chcesz być z nim - zrozumiem, ale pamiętaj o dzieciach i... Po prostu wiedz, że zawsze będę cię kochał!"
Jednak - nim dokończył - pobiegłam pod ziemię i rozpłakałam się na całego!...

Ponad 200 lat minęło... Ernesto był teraz współliderem i ojcem moich przyszłych dzieci. Tak - zaszłam w ciążę! Inni go oficjalnie zaakceptowali, choć na początku to było trudne... Czasami myślałam o Garred'zie i byłam na siebie zła, ale nic nie mogłam na to poradzić, że to Ernesto był moją prawdziwą miłością! Związek z Garred'em był... Cóż... Myślę, że nie byliśmy zbyt pasującą do siebie parą. Na dodatek, był tylko człowiekiem, więc nie mógł przeżyć tylu lat... Jednak teraz miałam przy sobie tego, z którym byłam naprawdę szczęśliwa i miałam rosnące plemię na głowie! Chociaż bardzo kochałam Ernesto, byłam szczęśliwa i wdzięczna, że Garred był częścią mojego życia, gdyż dał mi tyle wspaniałych dzieciaków!

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-29 22:51:26 +0000 UTC]

Dobra - na dzisiaj wystarczy. I tak przetłumaczyłam pół opowiadania. Ręce mi już odlatują. Reszta jutro

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-29 22:50:53 +0000 UTC]

Rozdział VI

Szłam przez sawannę. Miałam czarną suknię... Tego dnia był pogrzeb Mark'a. Nie wrócił przez 5 lat... Był jedynie człowiekiem i nawet, gdyby przeżył atak hien, nie był nieśmiertelny!... Byłam naprawdę przygnębiona i obwiniałam siebie o złą decyzję...

Dwa lata później byłam wreszcie gotowa na rozpoczęcie nowego życia... Po pierwsze, moje plemię potrzebowało współlidera i po drugie - potrzebowało rosnąć! Okropnie brakowało mi Mark'a, ale musiałam być silna dla naszych dzieci i wnucząt! Któregoś dnia poznałam chłopaka, o imieniu Thysen. Zaczęliśmy się umawiać, jednak nasz związek nie wytrwał zbyt długo - był jednym z tych Cassanovas! Ale zaszłam w ciążę i urodziłam córkę, imieniem Jill. Kiedy tylko ukończyła 18 lat, urodziła siedem córek na raz: Amandę, Zivę, Quincey, Xentię, Vanessę, Wandę i Amelie! Przyrzekam, że przywitałam je z otwartmi ramionami! Później, umawiałam się z innym chłopakiem, imieniem Gary. Jednak on również nie był zbyt chętny, aby pozostać dłużej, za to dał mi sześcioraczki: Windy, Ellę, Isabel, Dan'a, Max'a(mistrza pakowania się w kłopoty!) i Hugo. Ostatnim Cassanovą był Anthony - on dał mi czworaczki: Irene, Abigail, Yasmine oraz Michelle. Chociaż byłam na początku zła na tą trójkę chłopców za pozostawienie mnie z dziećmi, byłam zarazem wdzięczna im, że byli częścią mojego życia - dzięki nim moje plemię się powiększyło! Niestety, oni również nie byli nieśmiertelni, więc nie ma szans, abym kiedykolwiek ujrzała ich ponownie...

Pewnego razu, poznałam chłopaka, imieniem Richard. Zostaliśmy parą i miałam nadzieję spędzić długie lata u jego boku. Mieliśmy córkę imieniem Rita. Wkrótce po tym, jak się urodziła, nasz związek bardzo się ochłodził,,, W wieku 18 lat Rita urodziła bardzo podobne do siebie czworaczki: Ronnie, Ruby, Osprey'a i Oscar'a. Nie byłam na nią zła, gdyż nasze plemię potrzebowało więcej członków, aby przetrwać. Wkrótce po tym zaszłam w ciążę i... Tak szybko, jak tylko wstałam i weszłam do pokoju gościnnego, Richard całował jakąś przypadkową dziewczynę! Wyrzuciłam go! Życie ze złamanym sercem nie było dla mnie łatwe...

Wreszcie doczekałam się bliźniąt, które były do siebie podobne; urodziłam Sarę i Steve'a! Chociaż bardzo mi przypominali Richard'a, starałam się im dać tyle miłości, ile tylko mogłam! Ich ojciec nie był nieśmiertelny i - po następnym stuleciu - przestałam o nim rozmyślać. Jednak to on mnie nauczył ciesząc się chwilą!...

W wiosce było dużo ludzi. Pewien jej mieszkaniec skradł moje serce... Znowu! Miał na imię Garred i tym razem byłam ostrożniejsza... Po długich latach związku, wreszcie pozwoliłam mu się wprowadzić do mojego domu. Garred był bardzo romantyczny i kochany. Przez bardzo długi czas myślałam, że byłby świetnym następcą Mark'a!... Mieliśmy trojaczki: Mirandę, Mirabelle i Malię! Malia odrobinę różniła się od sióstr, ale i tak lubiłam jej wygląd! Wkrótce, zdecydowaliśmy się mieć więcej dzieci ze sobą, więc zaadoptowaliśmy bliźniaki - Allison i Patricię! Może i kompletnie się od siebie różniły, ale przynajmniej Sara i Steve byli do siebie bardzo podobni!

Minęły dwa lata... Trojaczki wciąż były małe, ale za to Allison i Patricia skończyły 16 lat, zostając pełnoprawnymi nastolatkami! Kochałam je tak bardzo jak resztę dzieci i nauczyłam je również grać na fortepianie! Garred był bardzo kochającym ojcem i starał się zastąpić Mark'a. Max na początku za nim nie przepadał, ale nie chciał mnie zranić, więc zdecydował się go zaakceptować. Myślałam, że ja i mój nowy partner mieliśmy być ze sobą aż do śmierci, jedynej rzeczy mogącej nas rozdzielić. Planowaliśmy się wkrótce wybrać po pierścionek zaręczynowy do jubilera. Ten, który dostałam od Mark'a, był schowany w specjalnym pudełku razem z obrączką. Nie spodziewałam się, że tamten dzień miał zmienić moje życie na zawsze...

Tamtego dnia wstałam i włożyłam swoją najlepszą sukienkę. Garred zaprosił mnie na romantyczną kolację(wiedziałam doskonale, o co zamierzał mnie zapytać!), więc chciałam wyglądać ładnie i elegancko! Myślałam, że nasza miłość była prawdziwa i że nic nie mogło zniszczyć naszego cudownego związku... Och, nic bardziej mylnego!...

Wkrótce wyszłam i rozejrzałam się - słońce świeciło jasno, a piasek był poruszany od czasu do czasu przez wiatr. Garred nie mógł się zdecydować, który garnitur wybrać, więc zostałam zmuszona do tego, aby na niego trochę poczekać... Nagle, ujrzałam męską figurę na wydmie... Wyglądał jak elf! Miał szpiczaste uszy, jasną skórę i łuk. Czyżby polował? Wkrótce, nasze oczy się spotkały i przez sekundę nie mogłam złapać tchu...

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-29 22:31:09 +0000 UTC]

Rozdział V

Po 19-tych urodzinach dzieci Bonity, ja i Mark zdecydowaliśmy się na romantyczną kolację na naszą rocznicę. Mieliśmy pozostać na noc w hotelu na sawannie. Angel obiecała się zająć plemieniem. Mogę powiedzieć, że byłam bardzo szczęśliwa z moim pierwszym mężem - Mark pozostawał mi lojalny, nawet w najgorszym czasie, zabawany, godny zaufania, niezwykle wyrozumiały i pomocny. Dzięki niemu czułam się potrzebna, bezpieczna. Na dodatek, był cudownym ojcem i dziadkiem. Kochałam go bardzo! Nie musiałam udawać tego, kim nie byłam. Dzięki niemu nasze plemię przeżyło ciężki początek i tak szybko urosło! Na dodatek, nasze córki okazały się pomocne, dając nam wnuki. Mark nigdy na mnie nie krzyczał, nawet wtedy, gdy nie byłam zbyt miła dla naszych córek. Gdyby mi wtedy nie pomógł, wątpię, abym ja, czy nasze dzieci przeżyły. Zawsze byłam świadoma tego, że utracę go któregoś dnia(śmierć przez stary wiek) i miałam nadzieję spędzić ostatnie wspólne momenty u jego boku. Niestety, temu nie było dane się kiedykolwiek stać...

Kolacja była naprawdę smaczna - uwielbiałam morskie jedzenie i mój mąż doskonale o tym wiedział. Świeczki stały i świeciły na okrągłym stole. Wypiliśmy trochę czerwonego wina. Nie byłam wielką fanką alkoholu, jednak starałam się być miła. Woda była najbardziej popularnym napojem na pustyni. Nie było soku ani herbaty. Miałam moją ulubioną, umiarkowanie ciemną, purpurową sukienkę w czarne dekoracje i czarny naszyjnik, który dał mi na tą jedną rocznicę. Nie musiałam się martwić o dzieci - wiedziałam, że będą bezpieczne pod skrzydłami Angel. Tak, jak każdego dnia - miałam obrączkę ślubną i pierścionek zaręczynowy na sobie.

Mark zapłacił za nasz pokój i udaliśmy się na górę. Srebrny klucz umożliwił nam wejście do pięknego miejsca z jednym dużym łóżkiem(przygotowanym na pary). Po zamknięciu drzwi, położyłam klucz na małym stoliku. Co dostrzegłam, był wielki bukiet białych róż, moich ukochanych kwiatów!...
"To... To jest dla mnie?" zarumieniłam się.
"Tak, moja droga!" uśmiechnął się.
"Aw, są piękne! Nie musiałeś... Dziękuję! Kocham cię!" pocałowałam go.
"Cieszę się, że ci się podobają! Przy okazji - włożyłem trochę rzeczy do szafy, tzn.: piżamy, nasze torby, ręczniki itd."
"Jesteś najlepszym mężem na świecie, wiesz?"
"Wiem" parsknął śmiechem.
"Czekaj! Mam coś dla ciebie!" a następnie dałam mu elegancki, czarny zegarek!

Wzięłam prysznic. Byłam naprawdę zadowolona, mogąc pozbyć się szpilek i tego całego makijażu. Tylko moje paznokcie wciąż pozostawały pomalowane na purpurowo. Jako typowa członkini pustynnego plemienia, miałam o wiele dłuższe paznokcie i ostrzejsze zęby niż normalny człowiek. Włożyłam moją ukochaną koszulę nocną i zarzuciłam długi, rzeczno-niebieski ręcznik na plecy, by moja piżama się nie pomoczyła. Nie miałam żadnej specjalnej fryzury, po prostu rozpuszczone włosy. Później rozczesałam je i zdecydowałam się założyć niebieskie klapki. Gdybym była w domu, prawdopodobnie nie musiałam bym tego robić, gdyż utrzymujemy podłogę w czystości. Spojrzałam się w stronę lustra - moje usta były nadal czerwone. Umyłam zęby, a następnie pozwoliłam mężowi spędzić trochę czasu w łazience. Na szczęściem, w naszym podziemnym domu było więcej niż jedna!

Drzwi się wreszcie otworzyły i Mark wyszedł. Jego włosy były mokre, tak, jak moje. Miał również klapki na stopach. Jego piżama składała się z dwóch części; brązowych, luźnych spodni i bardzo ciemnej, granatowej koszulki.
"Wreszcie wolny, hę?" zaczęłam, wiedząc, że nie był fanem garniturów.
"Tak" powiedział i usiadł na łóżku. "Coś interesującego w TV?"
"Tylko pogoda" wyłączyłam telewizor. "Ty jesteś najbardziej interesującą rzeczą, okej?"
Parsknął śmiechem.
"Oczywiście, że jestem! Czy jest tu jeszcze jakiś mężczyzna, który mógłby mnie się równać?"
"Um... Nie?" udawałam zakłopotaną dziewczynę.
"A więc nie masz wyboru i spędzisz resztę życia u mojego boku!" spojrzał się na mnie z dużym uśmiechem na twarzy.
"Myślę, że masz rację" westchnęłam i udawałam zawiedzioną.
Mark pocałował mnie.
"Wiesz co? Jesteś piękna, nawet bez tej sukni!"
"Och, naprawdę?"
"Tak!"
"Zachowujesz się jak 18-latek! Nie zapominaj, że jesteś dziadkiem!"
"To co?"
"Um... Nic... Tak po prostu... Mówię..." uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. "Dziękuję za niesamowitą kolację!"

Ponieważ był to początek pory deszczowej, pierwsze krople spadły z nieba na ziemię. Na zewnątrz zrobiło się naprawdę ciemno i teraz jedynie mała lampka pozostawała włączona w naszym pokoju. Ale - szczerze mówiąc - byliśmy zbyt zajęci sobą, by zwrócić na to uwagę. Rozmawialiśmy o rzeczach takich, jak nadchodząca wystawa dzieł sztuki, łowienie ryb itd.
"Nie jesteś zmęczony?" spytałam go po tym, jak ziewnął.
"Nie. Oczywiście, że nie!"
"Więc znudzony?"
Nagle, przewrócił mnie i pocałował.
"Czy to jest w ogóle możliwe nudzić się będąc z tobą?"
Uśmiechnęłam się.
"Myślę, że nie!"
Po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
"Zgaśmy światło!" zaproponowałam.
"Boisz się rachunków" miał ten dziecinny uśmiech.
"Wyobraź sobie, że nie!" a następnie dałam przerwę tej świecącej-ciągle lampce. "Boisz się ciemności?"
"Ha-ha, bardzo zabawane!" udawał poirytowanego chłopca.
Parsknęłam śmiechem.
"Bojącego się ciemności, czy też nie, wciąż ciebie kocham!" a następnie chwyciłam jego koszulkę, przysunęłam go bliżej i ucałowałam. "Więc... Co teraz?"
"Nie wiem. Ale wiesz co? KOCHAM niespodzianki!"
Owinęłam ręce wokół jego szyi i pocałowałam go raz. A następnie pocałowałam go znowu, i znowu, ciągle, i ciągle...

Słońce wstało. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Może nocą było zimno na zewnątrz, ale wewnątrz pokoju - bardzo gorąco! Założyłam jakieś luźne ciuchy znalezione w mojej torbie i umyłam zęby. Mark wstał 30 minut później i zeszliśmy na dół, aby zjeść całkiem urocze śniadanie - naleśniki!

Po południu szliśmy przez sawannę. Każde z nas trzymało torbę.
"Wg mnie jest tutaj pięknie, nieprawdaż?" zaczęłam.
"Tak, jest!... O wiele lepiej bez ognia!"
"Tak..."

Godzinę później dostrzegliśmy jakieś ruchy w krzakach, a następnie wyszła stamtąd szóstka ogromnych hien...
"Zachowaj spokój, zachowaj spokój..." powtarzałam w myślach.
"UCIEKAJ!" Mark wrzasnął, po czym oboje zrobiliśmy, jak nakazał. Głodne zwierzęta rzuciły się w pościg za nami...
"Uh... Nigdzie nie ma żadnego schronienia!"
"Kalani, rozdzielmy się!"
Skinęłam głową, podejmując najgorszą decyzję w moim życiu...

Tak szybko, jak dobiegłam do wioski, obejrzałam się. Mark prawdopodobnie pobiegł inną drogą. Na szczęście, widząc straże uzbrojone w łuki, hieny zdecydowały się nie przekraczać granicy. Czekałam przez dwie godziny, ale mój mąż nie wrócił... Ludzie z wioski pomogli mi go szukać, ale Mark'a nigdzie nie można było znaleźć!... Płakałam. Nie byłam w nastroju wrócić do domu... Czy on nadal żył? Nie mogłam w to uwierzyć... Ten, z którym dopiero co rozmawiałam, zniknął w jednej chwili!

Wróciłąm do domu bardzo przygnębiona. To był najprawdpodobniej najgorszy dzień w moim życiu! Pamiętam, że Angel pobiegła w moją stronę - widząc łzy - przeraziła się.
"MAMO!... Co się stało!?" wrzasnęła.
"Twój... Twój ojciec... On... Zaginął..."

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-29 21:58:47 +0000 UTC]

Rozdział IV

Tak, jak myślałam - Ariana znalazła sobie chłopaka, który opuścił ją wkrótce po tym, jak zaszła w ciążę. Nie miałam bladego pojęcia, co jej powiedzieć, ponieważ powinna się była tego spodziewać, zwłaszcza po tym, co się stało jej siostrom. Nie chciałam praktykować tego jako rodzinnej tradycji, ale każdy urodzony w naszym plemieniu studiował medycynę i zostawał hematologiem, tak, jak ja. Jakoże nie było żadnych miejsc w lokalnych szpitalach, zarabialiśmy pieniądze poprzez łowienie ryb i malowanie. Ja i Mark mieliśmy teraz 54 lata i spędzaliśmy razem tyle czasu, ile tylko się dało. Wiedziałam, że mogłam go zabić, dzięki czemu stałby się nieśmiertelnym aniołem, tak jak ja, ale... Nie miałam siły ani serca odbierać życia mojemu własnemu mężowi... Jeszcze, musieliśmy pomóc naszej córce, gdyż urodziła piątkę dzieci naraz; Verę, Lolę, Jack'a, Lydę i Finn'a. Z jakiegoś powodu nie byłam na nią tak wściekła, jak na moje starsze córki w momencie, jak moje wnuki pojawiły się na świecie, próbowałam nad sobą panować... Może to dlatego, że sama nie byłam w ciąży...

Dwa miesiące później zasżłam w ciążę i urodziłam... Sześć dziewczynek na raz! Nazwałam je Kimiko, Kira, Annie, Haylin, Indila i Idili. Mając rok, zyskały młodsze rodzeństwo - bliźnięta(zupełnie różne od siebie!) - Korę i Mindy. I w przyszłym roku miałam syna o imieniu Skyler. Nie byłam w tym momencie świadoma, że któregoś dnia zostanie bohaterem...

Krótko po 18-tych urodzinach dzieci Ariany urodziłam syna o imieniu Dennis. Mając 2 lata, wreszcie nauczył się chodzić. Kiedy szliśmy przez sawannę, błyskawica uderzyła w drzewo. Była pora sucha, więc ryzyko pożaru było ogromne. Pobiegliśmy w kierunku pustyni, jednak droga była długa. Nagle, Dennis upadł. Słysząc jego płacz, 17-letni Skyler pobiegł w stronę brata i go podniósł. Nagle, został otoczony przez płomienie! Myślałam, że dostanę zwału! Następnie, Skyler zdecydował się zaryzykować i - po dość dużym skoku - wylądował w wodzie z małym Dennis'em w swoich ramionach. Od tamtej pory, stał się jednym z najważniejszych i najbardziej respektowanych członków w naszym plemieniu.

Mój bohaterski syn dostał piękny prezent na 18-tkę - małą siostrzyczkę o imieniu Luella. Niestety, nie była takim aniołkiem... Na moje 93-cie urodziny dostałam kubek "Najlepsza Babcia Na Świecie!" i wiedziałam, co to oznaczało... Kolejna naiwna dziewczyna porzucona przez chłopaka... Będąc samej w ciąży nieźle się wściekłam i często z nią kłóciłam! Po czterech miesiącach miałam dość jej zachowania i powiedziałam jej, by się wyniosła!

Cztery miesiące później byłam bardzo bliska rozwiązania. Prawdpodobnie mój matczyny instynkt pozwolił Lue wrócić przed końcem ciąży. Luella również była bardzo bliska rozwiązania, gdyż zaszła w ciążę prawdopodobnie parę dni przede mną, lecz zdecydowała się zaczekać z powiedzeniem mi tego. Urodziła pierwsza. Iris przyszła na świat, później jej brat - Toby, później ich siostra - Miriam i jeszcze jeden chłopiec - Flash. Wkrótce, miałam kolejne niepodobne do siebie bliźniaczki, Ophelię i Ginę. Bardzo chciałam mieć podobne do siebie bliźnięta któregoś dnia...

W następnym roku miałam córkę, imieniem Bonita. Była dość aktywnym dzieckiem i czasami miałam problem ze złapaniem tchu, uganiając się za nią. Na szczęście, zawsze mogłam liczyć na moje dorosłe córki! Wkrótce po tym, jak ukończyłam 112 lat, byłam zazdrosna, gdyż ona jako pierwsza miała podobne do siebie bliźnięta - dziewczynkę imieniem Franny i chłopca - Finley'a.

Ponieważ wiedziałam, że Mark powoli się zbliżał do wieku staruszka, próbowałam z nim spędzać tyle czasu, ile mogłam. Wiedziałam, że w przyszłości nie będzie miał tyle sił. Bliźnięta ukończyły 18 lat i pomagały nam dużo. Naprawdę kochałam męża i miałam nadzieję pozostać u jego boku do końca. Umierając "pod skrzydłem anioła" mogło cię co prawda uczynić hybrydą, jednak w przypadku starego wieku nic nie szło zrobić. Właśnie dlatego te wszystkie "małe chwile" były takie ważne! Niestety, mi i Mark'owi nie było dane zostać razem póki śmierć nas nie rozłączy...

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-29 21:43:52 +0000 UTC]

Rozdział III

"Mamo... Mamo... My... My jesteśmy wszystkie w ciąży..." te szokujące słowa usłyszałam trzy miesiące od wystawy. Angel miała wilgotne oczy, gdy do mnie mówiła. Lisette i Cathryn stały lekko z tyłu.
"Co? Jak... Jak to jest możliwe!? Nie mówiłyście, że macie chłopaków!"
"Ponieważ nie mamy..." powiedziała cicho Lis.
"Ale..." nie mogłam znaleźć żadnych odpowiednich słów. Nie mogłam w to uwierzyć... 36-letnia babcia!?
"Jest nam przykro... Wykorzystali nas..." Cathryn miała opuszczoną głowę.
"Ale... Chciałybyśmy bardzo urodzić te dzieci. Wiem, co mówi o tym tradycja i że jestem młoda, jednak..." Angel wzięła głęboki oddech. Była uparta, tak jak ja! "Myślę, że ty i tata jesteście inni niż nasi dziadkowie! Pomóżcie nam!"
"Córeczki, to, co żeście zrobiły jest..." Mark zaczął, jednak nasza najstarsza córka nie pozwoliła mu kontynuować...
"Nieodpowiedzialne, wiem..." jest jasno-morskie oczy były wilgotne od łez. Wszystkie trzy miały ten sam kolor skóry. Były opalone. "Ale chciałybyśmy się nauczyć, jak być dobrymi matkami! NIE poddamy się i nie oddamy naszych dzieci!"
"Wystarczy!" zakończyłam. Nie mogłam tego już dłużej słuchać... Wreszcie zrozumiałam moją matkę... Ale... Skąd się brała cała ta złość? Dlaczego byłam tak zazdrosna o moją pozycję w plemieniu? Czy to był rodzaj obawy o bezpieczeństwo moich przyszłych dzieci, które planowałam?
"Nie! Odejdziemy, jeżeli będziemy musiały!" Angel krzyknęła w moją stronę. Jej proste, ciemnożółte włosy lekko się poruszyły. Były tak długie, jak moje.
"Po.Prostu.Idźcie.Do.Swoich.Pokoi... Natychmiast!"

Przez następne sześć miesięcy atmosfera była napięta. Unikałam rozmów z córkami. Byłam na nie mega wściekła za bycie tak naiwnymi oraz na siebie za zabranie ich na tą wystawę. Chociaż obiecałam sobie, że całe życie będę unikała bycia jak mama, teraz natura pustynnego plemienia i hierarchia zaczęły przejmować kontrolę... "Baby boom?" Nie byłam na to przygotowana! Tak, mieliśmy pieniądze. Tak, dom był duży. Ale coś we mnie krzyczało... "Nie, Kalani! Nie pozwól im! To jest złe! Teraz to TY jesteś głową rodu i to ONE muszą ciebie słuchać! TY decydujesz, nikt inny!"... Naprawdę siebie za to nienawidziłam...

Minął tydzień. Rozmawiałam z Mark'iem i zdecydowaliśmy się pozwolić dziewczynom zostać do porodu. Później nie byłam pewna, co z nimi zrobić. Stres w ciąży szkodził ich dzieciom, więc Angel, Lisette i Cathryn spędzały większość czasu relaksując się w swoich pokojach. To był początek pory suchej, więc wypędzenie ich mogłoby spowodować utratę potomstwa(prawie żadnej zdobyczy, zero wody w jeziorach). Nagle usłyszałam krzyki i wiedziałam, że nadszedł czas, by zadzwonić po akuszerkę.

Trzy godziny później, Angel, Lisette i Cathryn trzymały szóstkę dzieci. Wszystkie były wykończone, zwłaszcza Angel, więc zasnęły. Jedyne, co wszystkie dzieci miały ze sobą wspólnego, to kolor skóry. Wszystkie z nich wyglądały zupełnie inaczej i - jeśli mam być szczera - nie były tak podobne do swoich matek, jak Angel, Lissy i Cath do mnie. Nawet nie były podobne do siebie! Kiedy ich matki spały, jakaś nieznana siła zmusiła mnie, bym wzięła nóż i wkroczyła do pokoju, gdzie wszystkie noworodki leżały przy swoich matkach...

Ujrzałam moje wnuki. Wciąż byłam zła na córki, ale... Nie miałam siły, serca, by to zrobić... Upuściłam nóż i usiadłam na krześle.
"Co ja wyprawiam?" pytałam samą siebie. "To tylko niewinne dzieci, urocze, małe aniołki!"
"Tak" powiedział głos mojej pustynnej strony. "Ale nie są twoje! Tylko twoje dzieci będą oczkami w głowie plemienia. Dlaczego więc powinnaś poświęcać uwagę innym?"
"Ponieważ nie jestem taka, jak moja matka?"
Na szczęście Mark'a nie było w domu. Zabrałam nóż z powrotem do kuchni i udawałam przez resztę dnia, że wszystko okej. Wewnątrz, walczyłam sama ze sobą...

Wkrótce przyszedł czas nadać dzieciom imiona. Angel, Lisette i Cathryn czuły się teraz trochę lepiej. Były szczęśliwe widząc swoje dzieci nadal przy życiu. Angel nazwała swoje córki Meadow i Amber, a synów - Collin oraz Vince. Cathryn miała tylko córkę, którą nazwała Tara. Syn Lisette był najmłodszym dzieckiem. To był jedyny przypadek w naszym plemieniu, gdy kobieta nie miała córki. Zyskał imię Timon. Patrząc w oczy moich córek, dostrzegłam w nich wielką ulgę!... Wiedziałam, że zrobią wszystko, aby cała szóstka była bezpieczna(zwłaszcza Angel, ta uparta) i że będą sobie pomagać, lecz... Czy dziewczyny mogłyby w przyszłości zagrażać innym moim dzieciom?

Dwa miesiące minęły i zauważyłam, że mój brzuch stał się większy! Próbowałam przestać tak bacznie się przyglądać Angel, Lisette oraz Cathryn, choć powtarzałam w myślach, że uczono je kochać się wzajemnie, więc może nie skrzywdzą rodzeństwa... Wszystkie trzy zdawały się być szczęśliwa i stały się dla mnie naprawdę miłe i z całych sił starały mi się przypodobać. Niestety, im bliżej rozwiązania, tym mniej siebie kontrolowałam... Byłam bardzo złośliwa i nawet Mark miał ciężki czas znosząc moje zachowanie!... Wszystkie trzy zdecydowały się unikać mnie tak, jak to tylko możliwe i spędzały większość czasu ze swoimi dziećmi. Niestety, ich matczyna miłość okazywana na moich oczach tylko pogarszała sytuację - wiedziałam, że będą walczyć o swoje dzieci, jeśli będą musiały i bezpieczeństwo moich nienarodzonych dzieci było w centrum mojej uwagi, więc... Szybko podniosłam mój łuk i powiedziałam im, żeby się wyniosły, nawet nie dając im szansy pożegnać się z potomkami!

Minęło kilka tygodni. Byłam naprawdę zła na siebie, jednak głos mojej pustynnej strony w mojej głowie powiedział, że to było poprawne zachowanie i że "nie ma czego żałować". Ale wciąż byłam człowiekiem, nawet więcej - anielicą. Tak, ponieważ każdy mój następca był prawie nieśmiertelny, jedynym sposobem, by ponieść śmierć na pustyni było ugryzienie przez węża, więc w sumie nie musiałam się obawiać o moje córki, lecz... Wciąż były moimi dziećmi, nie ważne, ile błędów by nie popełniły...

Tym razem miałam bliźnięta. Wyglądały zupełnie inaczej, więc wybrałam dwa zupełnie różne imiona dla nich - dziewczynkę nazwałam Ariana, a chłopca Dillon. Byłam teraz spokojniejsza i nie obawiałam się o ich bezpieczeństwo tak bardzo, jak przedtem. Również, miałam szóstkę malutkich wnucząt na głowie. Któregoś dnia, Angel, Lisette i Cathryn się pojawiły. Nie tylko potrzebowałam nianiek, lecz także stęskniłam się za córkami, więc... Pozwoliłam im wrócić. Może Angel wciąż była tą małą buntowniczką, ale była również moją córką, więc jej również pozwoliłam być częścią naszego rosnącego plemienia.

Nigdy nie powiedziałam moim córkom o sytuacji z nożem, jednak myślę, że były świadome ryzyka posiadania dzieci jako podporządkowane członkinie plemienia. Teraz moje relacje w nimi były znowu normalne i pomagałyśmy sobie wzajemnie ze wszystkimi dziećmi. Ukończyły medycynę i zostały - zgadnijcie kim? Hematologami! Od czasu sytuacji z ciążami córek w tym samym czasie i daniem mi niespodziewanych wnucząt, miałam nadzieję, że teraz wszystko się poukłada i sprawy będą lepiej wyglądać. Przynajmniej dzieciaki w naszym plemieniu nie zatrzymały się w rozwoju i wzroście. Ariana i Dillon byli teraz młodymi dorosłymi(jak dla mnie - nastolatkami). To oznaczało - Ariana mogła chcieć podążyć za przykładem swoich starszych sióstr...

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-29 21:14:11 +0000 UTC]

Rozdział II

Słońce wznosiło się wyżej i wyżej. Mieszkałam blisko granicy pomiędzy dżunglą(nazywaną także "lasem") a pustynią. Gdy wstałam, moja twarz była wilgotna od łez. Ale w rzeczywistości nie miałam zbyt wiele czasu na odpoczynek - ciąża zaczęła powoli przypominać o sobie i miałam okropne mdłości!
"Kalani! Wszystko okej?" Dr. Charleston weszła.
"O, dzień dobry! Tak, wszystko w porządku, po prostu... Te mdłości..."
"Nie martw się - to normalne, zwłaszcza rano! Jak się masz? Um... Płakałaś?"
"Nie... To znaczy... Tak... Ale to nic takiego - po prostu koszmar..."
Teraz słowo "koszmar" nabrało o wiele głębszego znaczenia...
"Och, naprawdę?" jej twarz wyrażała zaniepokojenie.
"Po prostu... Moja mama.... Nie jest tak szczęśliwa, jak ja jestem... Tak..." nie jestem pewna, czy powinnam była powiedzieć jej prawdę.
"Nie martw się - wszystko się ułoży, zobaczysz!"
"Świetny żart!" pomyślałam, czując się znów jak mała dziewczynka, przyłapana na podkradaniu ciastek.

Po śniadaniu wypuścili mnie do domu. Szczerze mówiąc nie czułam się jak dojrzała kobieta czy lekarka w tym momencie - byłam bardziej jak młoda dziewczyna, nic nie wiedząca o świecie i nie mająca bladego pojęcia, co zrobić ze swoim życiem. Tata nie był zbyt zainteresowany w widzeniu się ze swoją córką po raz ostatni - siedział w pokoju gościnnym i czytał gazetę. Mama miała to samo chłodne spojrzenie. Delilah pomogła mi spakować rzeczy. Spojrzałam się na moją bliźniaczkę, ocierając łzy, a następnie wyszłam. Sabrine wyglądała, jakby czekała na mnie.
"Siora... Tak mi przykro... Chciałam cię chronić cały czas... Ale... Jeśli naprawdę go kochasz - podążaj za głosem serca. Kocham cię. Jeżeli chcesz, mogę ci pomóc poprzez..."
"Nie, Sabrine! Nie chcę narażać cię na kłopoty. Teraz to MÓJ czas nadszedł, aby wziąć wszystko w swoje ręce. Proszę, po prostu... Zaopiekuj się Delilah!" uściskałam ją i łza kapła mi z oka. Miałam jedynie nadzieję, że mając moją bliźniaczkę blisko, nie zapomni o mnie.

Stojąc na dużej wydmie, spojrzałam się po raz ostatni w stronę domu, a następnie udałam się w stronę lasu. Miałam moją ulubioną, krótką, czarną spódniczkę i piękną, umiarkowanie ciemną bluzkę na ramiączkach... Daną przez mamę na moje ostatnie urodziny... Tak szybko, jak ujrzałam Mark'a, pobiegłam w jego stronę. Pił wodę ze strumienia i trzymał żółty kosz. Czyżby planował romantyczny piknik ze mną?
"Mark! Mark!"
"Kalani!" rzucił się pędem w moją stronę i mnie uściskał. "Co tam, dziewczyno? Jak tam?"
"Ja... Ja..." czy on aby na pewno był gotowy na rolę ojca?
"Dlaczego trzymasz taką wielką torbę?"
"Cóż... Moja mama wyrzuciła mnie... Powiedziałam jej o nas... Przykro mi..."
"Nie, w porządku! Zaopiekuję się tobą, obiecuję!"
"Ty kompletnie nic nie rozumiesz..." moje oczy zrobiły się wilgotne.
"Będziesz tęskniła za swoimi siostrami? Nie martw się - będziemy wysyłać im listy od czasu do czasu! Możesz zamieszkać w mojej jaskini, nawet spać u mojego boku, hehe! Teraz ten las jest NASZ!"
"Tak... Nasz..."
"Jesteś głodna?"
"Um... Cóż... Co tam masz dla mnie?" miałam fałszywy uśmiech na twarzy.

Lunch Mark'a był smaczny, bądź przynajmniej jadalny. Wiedział, że lubię jabłka, więc przyniósł trochę. Mając 15 lat zdecydował się zamieszkać sam i opuścił dom. Żył z polowania, jednak - jeśli naprawdę potrzebował pieniędzy - z wędkarstwa. Nagle, Mark uklęknął na jedno kolano, a ja wiedziałam co to oznaczało...
"Mark! Zaczekaj!"
"Kalani, nie mogę! Kocham cię!"
"Ale ty kompletnie nic nie rozumiesz!" zrobiłam krok do tyłu. "Jestem w ciąży!"
"Co?" nie jestem pewna, czy był bardziej zaskoczony czy zszokowany.
"I... I... Zrozumiem, jeżeli nie będziesz chciał być więcej ze mną... Jeśli lubisz dziewczyny - okej, możesz iść, wychowam sama te dzieci... Ale wiedz, że cię kocham..." łza kapła mi z oka. Byłam BARDZO zestresowana!
"Lecz... Kalani... Jesteś sensem mojego życia... Sprostamy temu zadaniu!"
"Jak?" rozpłakałam się. "Żadnego domu, pracy, pieniędzy na edukację dzieci, jedynie twójka nastoletnich rodziców; chłopak z jaskinią i naiwna dziewczyna, która zmarnowała kilka lat ze swojego życia na zostanie hematolog, która nie może nawet znaleźć pracy, choć jest lekarzem!"
"Dobra, dobra, uspokój się. Posłuchaj - w dzisiejszych czasach łowienie ryb jest bardzo opłacalne. Nie martw się - będziesz miała dużo czasu na odpoczynek, a później - na opiekowanie się dziećmi. Uformujemy plemię. Jest dzisiaj bardzo wietrznie, więc... Nazwijmy je The Windsong! Możemy również szyć ubranka dla dzieci i trzymać się blisko wioski, byś była pod opieką lekarzy do końca ciąży!"
"Ty... Ty naprawdę chcesz ze mną zostać?" nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
"Ale teraz się zdecyduj" trzymał prawdopodobnie najpiękniejszy pierścionek zaręczynowy na świecie! "Chcesz wyjść za mnie? Możemy zdobyć odpowiednio dopasowaną suknię ślubną i zorganizować ceremonię jeszcze nim ci brzuszek urośnie!"
"Tak, tak!" podskoczyłam radośnie i go uściskałam.

Wkrótce dotarliśmy do jaskini Mark'a. Chociaż nie chciał, abym ryzykowała - jakoże byłam w ciąży - zdecydowałam się polować tak długo, jak to tylko możliwe. W końcu uległ i zrobił piękny łuk dla mnie! Spędziliśmy resztę dnia rozpakowując wszystkie rzeczy w jaskini, kładąc gałęzie pełne liści na wejściu(w związku z tym nikt nie mógł znaleźć mojego nowego domu), łowiąc ryby, a następnie - podziwiając nocne niebo. Gdy spałam u jego boku, czułam wygodę i bezpieczeństwo.

Ślub wzięliśmy w połowie czerwca. Na szczęście, mój brzuch nie był zbyt dużo, więc także mało widoczny. Dzięki oszczędnościom Mark'a, mieliśmy pieniądze na śliczną suknię ślubną i jego czarny garnitur. Napisałam list do sióstr i zgadnijcie co? Otrzymałam od nich odpowiedź z gratulacjami, jakoże powiedziałam im wcześniej, aby ją zostawiły na najciemniejszym kamieniu. Jakoże mój brzuch rósł, było mi coraz ciężej się poruszać, więc spędzałam dni przynosząc wodę ze strumienia i ucząc się szyć. Łowienie ryb pozwoliło mi kupić moje pierwsze płótno. Namalowałam obraz, który pokazywał wodospad. I zgadnijcie co? Nie tylko Mark, ale też ludzie z wioski polubili go! To pomogło mi podjąć decyzję o zostaniu malarką(przynajmniej na tak długo, jak miejsce hematologa było zajęte)! Niestety, musiałam być świadoma tego, że mój mąż nie był nieśmiertelny i wiedziałam, że któregoś dnia będę musiała patrzeć na jego śmierć, lecz na ten moment starałam się o tym nie myśleć.

Ja i Mark przetrwaliśmy porę suchą i - podczas pory deszczowej - zaczęłam czuć ból w brzuchu, więc udaliśmy się do szpitala. Choć wiedziałam, że będę mieć kilkoro dzieci na raz, zdecydowałam się urodzić siłami natury(mając trzy cesarskie cięcia nie mogłabym mieć więcej dzieci w przyszłości - tak, chciałam, aby plemię Windsong było duże!). Po długich godzinach Dr. Charleston spojrzała się na mnie z uśmiechem na twarzy...
"Gratuluję wam obojgu! Jesteście teraz dumnymi rodzicami trzech pięknych dziewczynek! Widzisz, Kalani? Powiedziałam ci, że wszystko się ułoży!"
"Dzię... Dziękuję..." uśmiechnęłam się pełna radości! "Słyszysz, Mark? Trzy córki! Wybacz, ale żadnych chłopaków tym razem!"
Parsknął śmiechem.
"Nie mam żalu o to. Wcale się nie rozglądam za następcą i naprawdę "lubię", jak te trzy nam "wyszły"! Czas je nazwać!"
Zdecydowaliśmy się nazwać najstarszą córkę Angel, gdyż wyglądała bardzo niewinnie. Była bardzo podobna do mnie. Ponieważ wiedziałam, że najstarsza córka jest zazwyczaj najbardziej podobna do matki, byłam świadoma, że prawdopodobnie będzie pakować się często w kłopoty, jednak teraz była po prostu małym dzieckiem. Następne dwie to Lisette i Cathryn. Szczerze mówiąc - miałam nadzieję, że trojaczki będą bardziej do siebie podobne, ale podobało mi się też to, jak się różniły od siebie. Ja i Delilah również nie byłyśmy jak dwie krople wody.

Czasami bardzo chciałam, aby mama poznała swoje wnuczki, jednak również miałam koszmary związane z zabiciem moich córek przez nią, by utrzymać pozycję w plemieniu. Teraz kontakt z moimi siostrami został przerwany, gdyż ja i Mark znaleźliśmy lepsze miejsce do życia, daleko od pustyni. Kupiliśmy dość duży, podziemny dom dla naszej rodziny. Był blisko wioski, która znajdowała się w centrum oazy. Tęskniłam okropnie za siostrami, jednak teraz miała trzy małe dziewczynki na mojej głowie, więc... Tak... W wolnym czasie uczyłam się grać na fortepianie dla dzieci, dzięki czemu mogłam choć na chwilę pozbyć się wszystkich dręczących mnie myśli!... Również, stałam się bardzo dobra w szyciu i Angel, Lisette i Cathryn miały piękne ubranka!

Dziewczynki były wszystkie uczone w domu. Pewnego dnia zdecydowały się pójść na studia i zostać hematologami, tak jak ja! Czyż to nie urocze! Angel stała się dosyć twardą dziewczyną, tak jak ja i uwielbiałam patrzeć na to, jak broniła i pomagała siostrom za każdym razem jak jej potrzebowały. Czasami żeśmy się kłóciły, ale następnego dnia nasze relacje były znów normalne. Nawet, jeśli moje córki nie znalazłyby pracy w przyszłości, mogłyby zawsze pomagać mi i ich ojcu w rzeczach typu łowienie ryb. Za każdym razem, jak na nie patrzyłam, nie mogłam uwierzyć, jak moja mama mogła chcieć, aby umarły, czy też oddać je, starałam się być tak dobrą głową rodu i matką plemienia, jak to tylko możliwe. Niestety, nie możesz zawsze walczyć z tradycjami i dziką naturą, głęboko zapisaną w twojej głowie... Była pewnego razu wystawa i przyjęcie po niej(zabrałam wszystkie trzy córki ze sobą)... I dając moim dziewczynom trochę swobody nie było najlepszą decyzją...

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-29 17:06:32 +0000 UTC]

z tego względu, że rozdziały są masakrycznie długie, nie jestem pewna, czy będę w stanie wszystkie przetłumaczyć

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-29 15:36:55 +0000 UTC]

Rozdział I

Mam na imię Kalani. Jestem opaloną, ambitną, z domieszką przywódczego charakteru, hiper-aktywną, wysoką, upartą dziewczynąz długimi, prostymi, ciemnożółtymi włosami. Każdy w mojej rodzinie miał jasno-morskie oczy - ja, moi rodzice i moje siostry. Teraz zamierzam napisać zaledwie parę słów o nich(więcej info. w pozostałych rozdziałach). Sabrine jest najstarsza - jaśniejsza skóra i długie, falowane włosy, które zwykły być jasne blond(teraz - czarne). Zawsze była niesamowitą siostrą, fajną nianią, dobrym doradcą i moją najlepszą przyjaciółką. Zawsze mogłam na nią liczyć! Nasi rodzice żyli razem z nami jak pustynne plemię i tylko od czasu do czasu odwiedzali wioskę, by zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy. Również znajdowało się tam kilka uniwersytetów. Ja i moje siostry byłyśmy uczone w domu i mieszkałyśmy pod ziemią. Miałam młodszą siostrę-bliźniaczkę, o imieniu Delilah. Ma długie, falowane, ciemne blond włosy z kucykiem. Kiedyś byłyśmy bardziej podobne do siebie - mam na myśli - z wyglądu jako bliźniaczki jesteśmy wystarczająco do siebie podobne, jednak nasze charaktery, cóż... Sabrine i Delilah to spokojne, grzeczne dziewczynki, ja jestem energiczną mistrzynią pakowania się w tarapaty, mówię wam! Moje relacje z Delilah nie zawsze były tak dobre... Jej bycie "grzeczną dziewczynką mamusi" irytowało mnie i im byłam starsza, tym mniej się z nią bawiłam. Byłyśmy nawet swoimi najgorszymi wrogami przez wiele lat, ale o tym później...

Sabrine urodziła się 30 czerwca jako pierwsze dziecko. Dużo łatwiej było wychować pojedyncze dziecko niż cały "miot" na pustyni. Później dużo pomagała naszym rodzicom. Ja i moja bliźniaczka odziedziczyłyśmy kolor skóry po naszych pustynnych przodkach. Nie miałyśmy tak naprawdę nazwiska - rodzice nazwali swoją rodzinę/plemię "The White Stars". Myślę, że po prostu lubili zimę i śnieżynki, choć byli przyzwyczajeni do ciepła. W każdym razie, ja i Delilah przyszłyśmy na świat 3 listopada, co czasem oznacza "porę deszczową". Byłyśmy ze sobą blisko, ale, jak już powiedziałam, później życie nas zmieniło...

Sabrine skończyła medycynę w dość młodym wieku - 18 lat, bliski koniec okresu dojrzewania! Tak, jak ona, ja i Delilah urodziłyśmy się jako anielice, co dało nam nieśmiertelność. Nasza siostra została ortopedą i została z rodzicami do ich śmierci. Ponieważ nigdy się nie zestarzejemy, nigdy nie musiałyśmy się martwić o rzeczy typu "kariera & zakładanie własnego plemienia/rodziny". Mama i tata kierowali się większością zasad naszych przodków. Choć nie kazali nam robić tatuaży/żółtych znaków na ciele czy zakładać tradycyjnego, jaskrawo-złotego stroju, była jedna ważna zasada, która później została przeze mnie złamana... Matka była jedyną, która mogła mieć dzieci. To oznaczało - osoby jak rodzeństwo czy najstarsze córki były traktowane jak rywalki i często wypędzane, nawet wtedy, gdy nie posiadały potomstwa, by pozycja głowy rodu była bezpieczna. W pewnych przypadkach kobiety zabijały swoich własnych siostrzeńców/rodzeństwo, by któraś została liderką plemienia. Jeśli jedna z nich kiedykolwiek zaszła w ciążę, mogła sie tylko modlić, by jej dzieci zostały zaakceptowane. Na początku szczerze nienawidziłam tej zasady, jednak - nim zdążyłam mrugnąć okiem - sama zaczęłam ją stosować(nieświadomie), więc cóż... Córki miały przechlapane!

Ja i Delilah wzięłyśmy przykład znaszej siostry i zdecydowałyśmy się studiować medycynę, tak jak ona. Zostałam hematologiem(lekarz-od-chorób-krwi), a Delilah - diabetologiem. Będąc wciąż młodą dziewczyną, zaczęłam się wymykać z chłopakiem, który miał na imię Mark. Również był bardzo młodym. Choć byliśmy w sobie głęboko zakochani, bałam się powiedzieć rodzicom(zwłaszcza matce), że miałam chłopaka... Była BARDZO zazdrosna o swoją pozycję! W jej oczach wciąż byłam dzieckiem, niegotowym do założenia własnego plemienia! Choć ukończyłam medycynę, rodzice wciąż mieli lepszą sytuację niż ja i moje siostry - ze względu na nasze niecodzienne specjalizacje, miałyśmy problemy ze znalezieniem pracy. Mama i tata zarabiali pieniądze zbierając i sprzedając zioła.

Któregoś dnia straciłam przytomność, kiedy ćwiczyłam strzelanie z łuku. Cała rodzina była na rybach, na szczęście Sabrine zapomniała zabrać swoją wędkę, więc wróciła do domu. Podniosła mnie i wzięła do wioski, gdzie znajdował się mały szpital. Jako lekarz, wiedziałam, że utrata przytomności mogła oznaczać poważną chorobę, więc jej na to pozwoliłam. Wkrótce, rodzice i Delilah przyszli mnie odwiedzić. Mama wyglądała na bardzo zmartwioną, a tata zakrywał usta i chodził z kąta w kąt nerwowo. W ich oczach byłam nadal małą dziewczynką.

Leżałam na swoim łóżku, gdy drzwi się otworzyły i mój lekarz wszedł. Trzymała moje wyniki z krwi. Byłam bardzo ciekawa i zmartwiona zarazem, tak samo, jak reszta rodziny! Będę pamiętać ten moment przez resztę mojego życia...
"Czy wszystko z nią okej? Ludzie! Jest jeszcze dzieckiem! Nie może na nic poważnego chorować!" krzyknęła matka, która wiedziała, że jeśli anioł miał chore serce, mógł umrzeć.
"Tak, ONI mają się lepiej niż w porządku!" moja lekarz prowadząca miała tajemniczy uśmiech na twarzy...
"ONI!?" byłam bardzo zaskoczona i zarazem przerażona.
"Tak, moja droga" Dr. Charleston znów się uśmiechnęła, następnie spojrzała na mamę. "Nie nazywałabym jej więcej dzieckiem - myślę, że to określenie zachowałabym teraz dla maleństwa."
"MALEŃSTWA!?" zaczęłam oddychać nerwowo, świat wokół zaczął wirować!
"Ups, zapomniała - pochodzisz z pustynnego plemienia, prawda?"
Skinęłam głową.
"Więc może nie będziesz mieć żadnego dziecka..." spojrzałam się na nią z nadzieją... "Ale... Dzie-ci!"
Moje oczy momentalnie się zamknęły i padłam nieprzytomna... Znowu!

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się... Delilah siedziała na krześle koło łóżka. Przez moment nie zdawałam sobie sprawy, co się przed chwilą stało i wszystko wydawało się być jedynie snem, jednak wkrótce sobie uświadomiłam, że to działo się naprawdę...
"Um... Delilah?"
"O, Kalani! Jesteś z powrotem!" uśmiechnęła się. "Nie powinnaś się tyle stresować - to szkodzi twoim dzieciom!"
Nie - to nie był sen!...
"Gdzie... Gdzie są moi rodzice?"
"Rozmawiająz Dr. Charleston. Sabrine przyniesie ci wodę. Hej, odpręż się! Nie jesteś pierwszą nastoletnią matką!"
Nic nie odpowiedziałam. Położyłam głowę z powrotem na poduszkę i wpatrywałam się w sufit...

Pięć minut później Sabrine i tata przyszli niosąc butelkę wody, jednak nie byłam spragniona...
"Zamierzam zabrać twoje siostry z powrotem do domu. Robi się późno i wiesz... Twoja matka chciałaby z tobą porozmawiać... Dobranoc, kochanie!"
"Dobranoc, tato!"
Ojciec wyszedł jako ostatni. Myślę, że usłyszał odrobinę smutku w moim głosie(jakoże się spojrzał na mnie po raz ostatni zanim wyszedł), jednak głową plemienia była matka, ta, której nastoletnia córka miała dać wkrótce kilka niechcianych wnucząt...

Po najdłuższych pięciu minutach w moim życiu drzwi się otworzyły i głowa rodu weszła. Zdawało się, że unikała kontaktu wzrokowego...
"Cześć, mamo!" starałam sie być miła i brzmieć tak naturalnie, jak to tylko możliwe.
"Cześć!" odparła głosem, w którym było czuć chłód. To nie oznaczało nic dobrego!
"Możesz usiąść, jeśli chcesz" wskazałam krzesło(nadal próbując być miła), jednak nie wyglądała na zainteresowaną...
"Nie, dzięki" matka wzięła głęboki oddech i następnie rozpoczęła... "Właśnie rozmawiałam z Dr. Charleston. Zostaniesz tutaj na noc i - jeśli wszystko pozostanie w porządku - lekarze moga cię jutro wypuścić do domu."
"Och... Cóż... Nie mają żadnych powodów, by mnie trzymać w szpitalu - nie mam żadnej poważnej choroby, to cudownie, prawda?"
"Tak... Cudownie..." opuściła głowę na dół.
"Coś nie tak z moimi dziećmi" myślę, że zadanie tego pytania nie było zbyt dobrym pomysłem, lecz - jako ciężarna kobieta - musiałam myśleć o swoich nienarodzonych potomkach. Chociaż nie byłam gotowa czy przygotowana na rolę matki, zdecydowałam, że będę kochać moje dzieci i dam im prawdziwy dom, choćbym nie wiem co!
"Nie... Wszystko w nimi w porządku..." spojrzała, jakby mówiła bardziej do siebie niż do mnie...
"Jutro wracam do domu, cieszmy się i radujmy!" krzyknęłam, jednak myślę, że zdawała sobie sprawę, ze próbowałam wtedy udawać podekscytowaną matkę.
"Córeczko, musimy porozmawiać - chcesz urodzić te dzieci?"
"Oczywiście, że chcę! Wiem, że może jestem za młoda, by rozumieć pewne rzeczy, jednak... Nigdy nie pozwoliłabym skrzywdzić moich dzieci! Zamierzam ich bronić, tak jak ty mnie broniłaś, kiedy byłam mała!"
Westchnęła. Myślę, że to nie była zbyt satysfakconująca odpowiedź dla niej...
"Wiem, wiem. Ale, mamo! Ukończyłam medycynę, prawda? Zawsze mogę wybrać się na "małą" podróż i znaleźć pracę w jakimś innym szpitalu! Kto wie - może akurat w tym hematolog wkrótce przejdzie na emeryturę i jego miejsce się zwolni?" tak naprawdę nie wierzyłam sama sobie - nastoletnia, niedoświadczona dziewczyna zostająca ordynatorką hematologii? Świetny żart!
Mama otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak ja kontynuowałam...
"Wiem - to nie jest zbyt prawdopodobne, lecz mogę zacząć robić rzeczy typu malowanie obrazów, wędkarstwo, polowanie, czy sprzedawanie ziól, tak, jak ty, by zarobić trochę pieniędzy. Ewentualnie, mogę polować i zdobywać sama dla siebie pożywienie."
"Uh, Kalani... To nie jest tak łatwe, jak ci się wydaje... Jesteś wciąż młodą dziewczyną, nie masz żadnego doświadczenia!"
"Ale je zdobędę! Pamiętasz, jak pomagałam Delilah, ilekroć mnie potrzebowała?"
Pomaganie siostrze-bliźniczce nie jest tym samym, co wychowywanie kilku dzieci na raz...
"To nie to samo, Kalani!"
"Stanę się bardziej odpowiedzialna, obiecuję! Zapewnię im bezpieczeństwo! Będę bardziej dojrzała i nie będę sprawiać więcej problemów!"
Ale mama nadal nie wyglądała na zadowoloną i zdaje się, że ledwo kontrolowała własne emocje...
"Czyje... Czyje to są dzieci? Kto jest ich ojcem?" jej usta trzęsły się jak galaretka! Uh, mama była zła!...
"Jego... Imię tego chłopaka... Ja... Mam chłopaka... Uh... Mark!"
"I naprawdę myślisz, ze zajmie się tobą i twoimi... Uh... Dziećmi!?"
"Tak! To kochany, odpowiedzialny i dojrzały chłopak!"
"Jeśli to, co do mnie mówisz jest prawdą i naprawdę on jest taki odpowiedzialny, weźmie to na swoje barki, sprowadzi wasze "najdroższe" dzieci do swojego plemienia i znajdzie dobrą matkę zastępczą!"
"CO!?" byłam zszokowana i zawiedziona, lecz czego mogłam się spodziewać po osobie praktykującej tradycje pustynnych plemion? "Myślałam, że mi pomożesz!" łza spłynęła mi z oka, lecz wciąż starałam się brzmieć naturalnie. "NIE jestem twoją rywalką! Ja chcę mieć tylko normalne życie, okej!? Nie planowałam tego, przysięgam! Jednak, jakoże jestem w ciąży, zamierzam zająć się moimi dziećmi, nieważne, czy ci się to podoba, czy nie!" prawdopodobnie hormony ciążowe spowodowały u mnie takie zachowanie. Przez moment nie mogłam uwierzyć w to, że  mówiłam takie rzeczy do tej, która dała mi życie i uczyła szacunku do innych. Ale najważniejsze było bezpieczeństwo dzieci!
"Nie wierzę ci! Widzisz, jak się zachowujeszz!? Powinnaś mnie respektować - jestem twoją matką!"
"Mamo, ja ciebie kocham, ale..."
"Nie, Kalani! Musisz wybrać - wysyłasz swoje dzieci do plemienia Mark'a i wracasz do domu albo..."
"Mark jest samotnikiem..."
"Szczerze? Nie obchodzi mnie to! Cóż, jeżeli jest jednym z tych cassanovas(nawet nie wierzę, że cię kocha - myślę, że cię wykorzystał!), wciąż jest w tej wiosce sierociniec, prawda!? Witają wszystkie dzieci, nawet noworodki z otwartymi ramionami!"
"Chodzi o tradycje, prawda!? Posłuchaj! Mam tego dość! Zamierzam wychować moje dzieci! Ale - jako dobra babcia - powinnaś pozwolić mi mieć... Chociaż te dzieci! Obiecuję, że więcej nie popełnię tego samego błędu!"
"Oczywiście, że nie popełnisz..." odparła ze złośliwym, a zarazem tajemniczym uśmiechem...
"Co?" spojrzałam się na nią z resztką nadziei w sercu. Zamierzała być jedną z tych liderek, które decydują się na akceptację wnucząt?
"Jako dobra babcia próbowałam cię chronić przed popełnieniem największego błędu w twoim życiu, jednak teraz widzę, że nic z tym nie mogę zrobić. Okej, miej tyle dzieciaków, ile zapragniesz... ALE WE WŁASNYM PLEMIENIU!"
Jeszcze żadne inne słowa, które usłyszałam w życiu, mnie tak nie zraniły...
"Ale... Mamo..." byłam w szoku...
"To TWOJA decyzja! Przemyśl to, co powiedziałam!"
"Nie oddam moich dzieci!"
"więc nie jesteś więcej mile widziana w domu" westchnęła i zrobiła kilka kroków w stronę drzwi. "Nastoletnia matka wychowująca kilka płaczących-cały-czas dzieciaków na raz i mająca nadzieję na powrót swojej "prawdziwej miłości"? Och, i zapomniałabym - wychowująca kilka dzieciaków na raz i nie mająca żadnej pracy jednocześnie... Powodzenia!"
Spojrzała się w moją stronę po raz ostatni i wyszła. Przepłakałam resztę nocy cicho, by nikt nie mógł mnie usłyszeć...
"Ale... Jesteś nadal dzieckiem..."

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-28 21:51:15 +0000 UTC]

Jesteś online ? Pytam się, bo nie zawsze klikasz "wyloguj"

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-28 15:30:27 +0000 UTC]

Co się z tobą dzieje?

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-17 19:13:09 +0000 UTC]

Hej! Co słychać?

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-12 20:57:07 +0000 UTC]

Christine jest bardzo bliska dziewczynom, więc o niej będę często wspominała. Tak dla przypomnienia:
1. Córki Christine są małe jeszcze. Ich matka jest chirurgiem i operuje pod okiem Limfecjusza, który jest ordynatorem. Jej główna piosenka to "Jar of hearts" - jej eks-mąż to był Cassanova.
2. Córki Sabrine są w wieku córek Christine. Ich matka jest z zawodu ortopedą(ba! nawet ordynatorem, bo Melody zajmuje się głównie interną), więc często operuje z przyjaciółką. Rozwódka. Jej główne piosenki to "Impossible"(zawód miłosny) i "Good Enough"(ze względu na wymagających rodziców).
3. Jeśli chodzi o Kalani...
- z zawodu hematolog(jej ostateczny mąż, Evan, również),
- miała wielu ukochanych,
- jej dorosłe dzieci również są hematologami(tyczy się to również tych adoptowanych/wnuków/ba! nawet prawnuków),
- ma nastoletnie dzieci (oraz) wnuki,
- ma także dzieci pomiędzy wiekiem nastoletnim a... dzieckiem(w tym adoptowaną córkę, Heidi),
- ma 13 małych dzieci(licho wie, które biologiczne, które adoptowane!),
- jej piosenka to "Hello" - relacje z siostrami, aczkolwiek też trochę związane z zawodami miłosnymi.
4. Teraz Delilah:
- z zawodu diabetyk(lekarz od chorych na cukrzycę) - tym samym zajmuje się jej mąż, Houdini,
- jej dorosłe dzieci(i dorosłe wnuki) zajmują się tym samym,
- jej trójka adoptowanych dzieci jest w wieku nastoletnim,
- wnuki od jednej z jej córek są pomiędzy wiekiem nastoletnim a dziecięcym,
- szóstka jej córek to jeszcze małe dzieci,
- jej piosenka to "Need You Now" - dotyczy potrzeby bliskości po tym, co przeszła.

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-11 22:38:16 +0000 UTC]

Hej! Mam dla ciebie newsa! Żeby nie było, że moje bohaterki nie ciągną za sobą żadnych historii... Najdroższa przyjaciółka Christine - Sabrine, skrywa pewien niewygodny sekret...

Jak już wiemy, była kiedyś jasną blondynką, w której rodzinie wszyscy charakteryzowali się jasnymi, morskimi oczami. Miała siostry-bliźniaczki - starszą - Kalani, lubiącą pokazywać swoją wyższość(ciemnożółte, długie, proste włosy) oraz spokojniejszą Delilah(długie, ciemne blond włosy z kitkiem). Na początku były dosyć podobne do siebie i się zgadzały. Miały o wiele ciemniejszą karnację niż siostra(pozostałość po przodkach). Rodzice byli bardzo konserwatywni. Energiczna Kalani pierwsza zaczęła się buntować i w młodym wieku zaszła w ciążę ze swoim pierwszym (późniejszym) mężem. Została wyrzucona z domu, lecz jej ukochany wrócił do niej. W przyszłości miała dzieci, adoptowane dzieci, nawet wnuki oraz wielu ukochanych(wiele nieszczęśliwych historii miłosnych). Jej rodzina jest tak ogromna, że wymienianie wszystkich by mi zajęło czas do rana. Delilah wkrótce też się zakochała i wyszła za mąż. Doczekała się równie zacnego rodowodu, lecz nie tak licznego. Niestety, między siostrami zaczęło dochodzić do sprzeczek, starć, a biedna Sabrine mogła tylko się przyglądać. Czuła się w obowiązku pomagania rodzicom, więc do ich śmierci się nimi zajmowała. Później sama wyszła za mąż, jednak nie doczekała się tak udanego małżeństwa, jak jej siostry - po doczekaniu się 40 córek, rozstali się. Wkrótce jedyną bliską osobą pozostała Christine - wierna przyjaciółka. Sabrine postanowiła zmienić swoje życie - przefarbowała włosy na czarno i razem z wyżej wymienioną dziewczyną dołączyły do The Dreams. Ale Sabrine nigdy nie przestała myśleć o swoich siostrach i o istniejącym między nimi konflikcie... Niegdyś zgrane bliźniaczki jak Melody i Cassidy oraz Roxana i Camila, później...

Po dołączeniu do The Dreams musiały jednak się ze sobą jakoś pogodzić. Trochę to przypomina historię Kalahari, starająca się utrzymać swoje siostry razem(o ironio - bliźniaczki!).

Normalnie to staram się unikać takich sytuacji, jednak Delilah i Kalani i Sabrine jako surykatki(pierwotne wersje) zajęły szczególne miejsce w moim sercu.

Ciekawostki:
- utraciłam listę członków rodziny Kalani, więc musiałam na nowo ją robić i ponadawać niektórym nowe imiona,
- siostry nie utrzymywały kontaktu ze sobą przez pewien czas, więc imiona wśród córek(i wnuczek) mogą się powtarzać,
- Kalani i Delilah mają także synów,
- zupełnie przez przypadek znalazłam informację o przeszłości Sabrine, nie jest to świeżo stworzona historia,
- Christine jest dla nich jak siostra,
- Delilah jako pierwsza ma ciemne blond włosy,
- normalnie nie lubię prostych włosów, a zwłaszcza u liderów, ale Kalani wygląda w nich po prostu bajecznie!

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-08 15:25:12 +0000 UTC]

Ada! Dostałam 5 za wypowiedź ustną z polaka!

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-12-02 21:27:12 +0000 UTC]

trzymaj kciuki... jutro poprawa z chemi...

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-11-28 12:24:14 +0000 UTC]

Dusiu, ty wiesz, że będę mieć 4 z histy na półrocze?

👍: 0 ⏩: 1

DusiaS In reply to HopeSunset [2015-11-28 18:15:58 +0000 UTC]

Mi może postawi koleś 5

👍: 0 ⏩: 1

HopeSunset In reply to DusiaS [2015-11-28 20:53:42 +0000 UTC]

Ja śnię, czy mi Dusia odpisała? O.o

👍: 0 ⏩: 1

DusiaS In reply to HopeSunset [2015-11-29 12:25:32 +0000 UTC]

Miałam chwile to weszłam ale zaraz biorę się za komiks xd

👍: 0 ⏩: 1

HopeSunset In reply to DusiaS [2015-11-29 15:54:47 +0000 UTC]

Komiks?

👍: 0 ⏩: 1

DusiaS In reply to HopeSunset [2015-11-29 17:18:43 +0000 UTC]

No

👍: 0 ⏩: 1

HopeSunset In reply to DusiaS [2015-11-29 19:00:44 +0000 UTC]

Ja przez głupiego sony vegas'a będę mieć zawalony przyszły weekend :/

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-11-23 18:12:42 +0000 UTC]

Ale ci zaspamowałam O.o Sorry!

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-11-23 18:12:18 +0000 UTC]

Ciocia mnie niesprawiedliwie ocenia :/

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-11-20 20:41:01 +0000 UTC]

5 stycznia występ

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-11-14 21:07:04 +0000 UTC]

Ludzie! Sesja nagrań + mini-koncert!   

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-11-12 19:49:25 +0000 UTC]

Hej! Mam ci tyle do powiedzenia, a ciebie ciągle nie ma ;(

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-11-06 21:49:01 +0000 UTC]

Hej! Zgadnij co? Próbowałam FNAF'a! Ludzie! Myślałam, że to będzie prostsze(piszę na DA, bo jestem w Oleśnicy)! No to tak... Na początku myślałam, że to tylko sprawdzanie kamer, wentyli, nakręcanie music box'a, lecz potem... Nie grałam w pełne wersje FNAFów, ale w coś jak fan games(prawie takie jak gry Scott'a, tylko online, w małych wymiarach, bez mini-gierek). Najpierw zagrałam w FNAF 2; Chica ubiła mnie pierwszej nocy(szczerze? wcale się nie wystraszyłam(może to dlatego, że miałam wyłączony dźwięk)), ale pamiętałam, by się skupić na nakręcaniu music box'a i wiedziałam, że zniszczone animatrony po mnie nie przyjdą, więc wyluzowałam. Lecz wtem nadeszła druga noc... Foxy ubił mnie dwa razy! A naprawdę pamiętałam, żeby poświecić na niego latarką! Jumpscary były głośne i straszne! Przynajmniej w dwójce działał nosek Freddy'ego na poprawę humoru... Włączyłam FNAF 1: fajnie, zużyłam całą energię pierwszej nocy do 5am i przyszedł Freddy i mnie ubił! Podczas drugiej byłam ostrożniejsza. Ponieważ Freddy grał melodyjkę długo, wbiła 6am, yay! Nie spotkałam Golden Freddy'ego, ale miałam "It's me"(nie było tak strasznie). Drugiej nocy nie działały lewe drzwi, więc grę wyłączyłam. Chyba powinnam zdobyć oficjalną wersję... Spróbowałam jeszcze trójki; musiałam ciągle coś rebootować! I jeszcze do tego patrzeć na Spring Trap'a i unikać jumpscarów(na szczęście żadnych nie miałam!)! Stwierdziłam, że rozpoczęcie od drugiej nocy nie ma sensu, więc jechałam od pierwszej. Choć miałam do czynienia tylko z Phone Guy'em, przez ciągłe używanie kamer miałam ciągle błędy! Przynajmniej tej nocy nie ma Spring Trap'a... Ale zawiódł mnie brak mini-gierek, no! Chciałam pomóc dzieciom! ;( Wiem, że jest czwarta część, ale... Za straszne dla mnie! Może oficjalne wersje będą lepsze, prostsze i będą zawierały mini-gry...

PS. Koło moich drzwi w FNAF 1 Bonnie i Chica mieli dobijające twarze!
PS. II Postanowiłam jeszcze raz spróbować FNAF 2 - bardzo stresujące to było! Prawie zwiała mi Marionetka! Na szczęście Bonnie opuścił w porę mój pokój, więc mogłam nakręcić pozytywkę! Niestety, w trakcie drugiej nocy złapał mnie Foxy(i wystraszył!)... Znowu! To nie moja wina - świeciłam na niego, no! Błąd gry! Strata czasu! Chyba najwyższy czas na oficjalną wersję...
PS. III Dobra, dobra - odważyłam się spróbować FNAF 4 i - chociaż wiedziałam, że Fredbear nie przychodzi nocy pierwszej - poświeciłam w każdy zakamarek pokoju i zamknęłam! Dźwięki są dobijające!

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-11-04 18:04:35 +0000 UTC]

Hej! Łukasz kazał ci przekazać, że jesteś mu winna 12m na margo

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-10-31 01:56:47 +0000 UTC]

Hej! Wszystko ok? Tak mało się ostatnio odzywasz...

👍: 0 ⏩: 1

DusiaS In reply to HopeSunset [2015-10-31 10:08:47 +0000 UTC]

Po prostu nie mam czasu bo ze szkoły wracam po 15 i albo nauka albo szkice do roboty

👍: 0 ⏩: 0

HopeSunset [2015-10-17 10:38:55 +0000 UTC]

Hej! Wycieczka była super! Tak w ogóle - widziałaś w końcu mój występ!

👍: 0 ⏩: 0


| Next =>